Przeczytałam w tym roku ponad siedemdziesiąt książek. SIEDEMDZIESIĄT! Biorąc pod uwagę fakt, że przez kilka miesięcy miałam ogromną zawiechę pt. „żadna książka nie jest wystarczająco dobra”, a jak już coś zaczynałam, to najlepiej kilka książek na raz, bo po co się ograniczać 🙂

Cieszę się, że nauczyłam się sobie w tym roku odpuszcza, bo skoro i tak nic nie szło po naszej myśli, to po co sobie dowalać? Raz czytanie szło lepiej, a raz gorzej i co zrobić – nadrabiałam wtedy seriale, albo shitowe programy rozrywkowe, których Netflix ma pod dostatkiem 🙂


Oto szóstka najlepszych książek tego roku. Kolejność totalnie przypadkowa 😉

27 śmierci Toby’ego Obeda, Joanna Gierak-Onoszko

Z tą książką zaczęłam ten rok, i och, gdybym tylko wiedziała, jaki on będzie, z pewnością wybrałabym sobie na początek lżejszą lekturę. Autorka, po latach researchu, oddaje głos rdzennym kanadyjczykom, którzy zostali zepchnięci na bok przez przybyszów, którzy rzekomo tę Kanadę odkrywają. Zdeptana zostaje ich kultura, swoboda, a przede wszystkim wolność oraz poczucie bezpieczeństwa. To, co się działo, jest wprost nie do opisania, dlatego „27 śmierci…” nie da się przeczytać w jeden, ani pięć dni. Autorka opowiada o spektrum zachowań, mających wypielić rdzennych kanadyjczyków z ich ziem. Jest tłamszenie tej kultury poprzez zakaz porozumiewania się w swoim języku, porywanie dzieci do szkół niby w imię nauki, ich zachłannych ucieczek (które najczęściej kończyły się śmiercią, ale wciąż była to lepsza perspektywa, niż pozostanie na oku oprawców), gwałty przez duchownych, odbieranie sobie życia, aż w końcu i przeprosiny, gdzieś tam po latach padają. Może czytałam lepsze książki. Żadna z nich jednak nie była tak ważna, trudna i potrzebna.

Od jednego Lucypera, Anna Dziewit-Meller

„Od jednego Lucypera” to powieść niebanalna nie tylko dlatego, że przeplata ze sobą historie dwóch kobiet, w dodatku oddalone od siebie w czasie. Może dlatego, że obie z kobiet pochodzą ze śląska, a to jak rożnie potoczyło się ich życie wynika jedynie/przede wszystkim z tego, że urodziły się w różnych czasach. Na pewno jednak przez wzgląd na to, że pokazana jest tu siła kobiet, pewna sprawczość jaką niosą na swoich barkach od pokoleń, aż w końcu, że kobieta na tych barkach potrafi unieść o wiele więcej niż mężczyzna, i się od tego ciężaru nie złamać. Napisana wspaniale, chociaż momentami trudna ze względu na opowiadaną historię. Czytałyśmy ją razem z Olą i mam wrażenie, że przerosła nasze oczekiwania… porządnie. Czekam na kolejną książkę, pani Aniu. |

Tu recenzja

Płynąc w ciemnościach, Tomasz Jędrowski

Książka, która jest jak otulająca herbata, która stopniowo rozchodzi się po całym ciele. Albo jak ciepły, gruby kocyk otulający zmarznięte ciało. Przytula, jednocześnie dobijając piękną historią. Akcja, osadzona w Warszawie lat 80-tych, opowiada o skomplikowanej relacji dwóch mężczyzn stojących po dwóch stronach politycznej barykady. Chociaż od pierwszej strony wiadomo, że nie ma co liczyć na happy end, wciąż ma się tą niegasnącą nadzieję. I strach, i reżim i komunizm. Uczucie i bohaterowie, którzy składają się z pięknych zdań, którzy na własnej skórze poznali, że uczucie uczuciem, ale życie życiem. Piękna, wzruszająca, brutalnie piękna i smutna. Nie moglo jej tu nie być.

Moja recenzja.

Rozdeptalem czarnego kota przez przypadek, Filip Zawada

Bohaterem książki pana Zawady jest mały chłopiec (wiek chyba nieokreślony), który z tego co zrozumiałam wychowuje się w domu dziecka prowadzonym przez siostry zakonne. Nie ma tu ani grama akcji, jednak przemyślenia małego chłopca trafiają w sedno, tak że aż czujesz w trakcie czytania, jak robi ci się głupio, że nie myślisz o takich oczywistościach. Że dla kogoś stanowią one gratkę. I w końcu, że gdyby się dało to do swojego notesu przepisałabyś całą książkę, co do joty.

Pisałam o niej w podsumowaniu września.

Gdzie śpiewają raki, Delia Owens

Jest to książka, którą przeczytałam w styczniu tego roku i prawie o niej zapomniałam. A jest taka wyjątkowa. Opowiada o historii Kay, dziewczyny, która wychowuje się na bagnach, w zasadzie w samotności. Mama odchodzi, tak samo jak reszta rodzeństwa i w małej chatce na uboczu dziewczynka zostaje z ojcem. Kiedy pewnego dnia dochodzi do tragedii, a na bagnach odnajduje się ciało martwego Chase’a Andrewsa, wszyscy dość szybko stawiają osąd. Na pewno zrobiła to ta dzika Kay. Powieść Delii Owens jest równie ciepła, co wciągająca i angażująca. Autorka pokazuje w niej nie tylko postać odludka, ale zwraca uwagę na to, że dzieciństwo naprawdę nas kształtuje, a natura jest naszym sprzymierzeńcem, Wszyscy podlegamy wspaniałym, sekretnym życiom natury. Och, jaka to była wspaniała powieść!

Tragedia na przełęczy Diatłowa. Historia bez końca, Alice Lugen

Autorka, która pisze pod pseudonimem, podobno jest polką. Nie dziwię się, że napisała ją pod pseudonimem, też bałabym się na jej miejscu podpisać prawdziwymi danymi. Bynajmniej pisząc o takiej sprawie, która dotyczy Rosjan. Ci jak widać skutecznie zamiatają sprawę pod dywan, tym bardziej doceniam wklad autorki. „Tragedia na przełęczy Diatłowa” to bardzo rzetelna, wypełniona informacjami a nie gdybaniami książka o tym, jak ewentualnie mogło to wyglądać, skoro prawdy i tak pewnie nigdy nie poznamy. Alice Lungen czyta dokumenty, śledzi doniesienia i pokazuje tu, że moglo stać się wiele rzeczy, włącznie z wystrzeleniem broni jądrowej, ktorej hałas wyciągnął młodych ludzi z namiotów. Każdemu, kogo ciekawi ta sprawa, książkę polecam 😉


Ciekawa jestem, co za rok znajdzie się w mojej topce 🙂

Zobacz także