„Ślepnąc od świateł” Jakub Żulczyk

Zdarzają się czasem tacy autorzy, których może się nie zna, ale wie się o nich, że są „dobrzy”.  Tak też było w przypadku moim i Jakuba Żulczyka, o którym to nasłuchałam się tylu dobrych słów, że w końcu postanowiłam na własnej skórze przekonać się, czy rzeczywiście warto.
Głównym bohaterem jest „Jacuś”, który przyjechał do Warszawy z Olsztyna w poszukiwaniu lepszego życia. Prawie skończył ASP, i sam dokonał wyboru odnośnie tego, jak będzie jego życie wyglądało w przyszłości. Czym się zajmuje? Waży narkotyki i je sprzedaje; później zaś, gdy ktoś nie kwapi się do oddania długu, delikatnie o sobie przypomina.
Gdzieś, nie pamiętam już nawet gdzie dokładnie, natknęłam się na porównanie „Ślepnąc od świateł” do „Pokolenia Ikea”, które to prawie zaczęłam czytać, ale odradziła mi Koleżanka. Nie wiem więc, na ile to porównanie jest możliwe. Ktoś czytał obie książki i może powiedzieć na ten temat kilka słów?
By zrozumieć przesłanie książki, musimy oswoić się z myślą, że wszyscy biorą. Czy to gwiazda popularnego telewizyjnego show, gwiazda rynku muzycznego, czy zwykły doktor, prawnik czy nawet policjant. Wszyscy biorą, niezależnie od tego, ile to pochłania ich pieniędzy. Które to, oczywiście mają i jest im ich nie żal.

„Ślepnąc od świateł” uświadamia nam, że światem rządzi pieniądz. Nie jest to bynajmniej odkrycie na skalę światową, bo chyba zdajemy sobie z tego sprawę. Opatuleni żądzą pieniądza myślimy, że możemy sobie za nie wszystko kupić, począwszy właśnie od narkotyków, które mają nam pomóc w przetrwaniu kolejnego dnia, miłości, i innych rzeczy, które nas otaczają i których – jak się nam wydaje – potrzebujemy. Prawda jednak jest nieco inna: pieniądz ma potęgę, ale nie załatwi wszystkiego. Możemy być piękni, odnosić sukcesy i mieć pieniądze. Może się nam wydawać, że taki stan będzie trwał wiecznie.
Co ja mogę więcej powiedzieć, oprócz zachwytów, które są tu jak najbardziej na miejscu? Wystarczy spojrzeć na mój egzemplarz książki, z którego to wystaje multum karteczek, którymi zaznaczałam słowa, do których zechcę jeszcze wrócić. Trudno jest mi sprecyzować główne przesłanie książki, bo jest ich – na przestrzeni ponad pięciuset stron – multum. Życiowe prawdy, które spisane na kartce brzmią poważniej i realniej. Odbicie życia zwykłego chodzącego po ziemi człowieka, borykającego się z problemami. Wiele spojrzeń na ludzkie emocje – od miłości, która oszałamia, do samotności, która robi z życiem człowieka co tylko zechce.
Przy okazji książka jest skarbnicą mądrości, mądrości, które starałam zaznaczać, by móc do nich wrócić. Jest ich stanowczo za dużo, bym zacytowała tu wszystkie (tym samym sprawiłabym, że mielibyście wszystko podane na tacy!), jednak nie mogę się powstrzymać, by wypisać chociaż kilka z nich.
Ludzie uwielbiają być ranieni. Odruchowo i posłusznie idą tam, gdzie jest ból. Kojarzą go z 

bezpieczeństwem. Mylą z miłością. To nawet nie jest smutne, to banalne jak cykl dobowy i prawie wszyscy są do tego przyzwyczajeni.


Może za często do niej dzwoniłem. Może powiedziałem jej za wiele o sobie. Może popełniłem ten błąd, koszmarny błąd, przytulania się do niej w środku nocy i słuchania, jak oddycha. Może pozwoliłem sobie za bardzo przy niej odpoczywać. Może po raz pierwszy w życiu od czegoś się uzależniłem. 


Pozwala ci być obok. A nie ma lepszego miejsca, niż obok.


Chciałabym kiedykolwiek posiąść umiejętność takiego władania słowem, jaką posiada autor, Jakub Żulczyk. Chciałabym móc się nim bawić, lawirować krętymi drogami i tworzyć coś, z czego wszyscy zdają sobie sprawę, ale dopiero podane na tacy sprawia, że pukamy się w głowę i mówimy „rzeczywiście tak jest”.
Polecam najgoręcej jak potrafię. Obok takich książek nie można przejść obojętnie. Naprawdę 😉

 P.S : I jeszcze ta okładka. Po lewej stronie z papierową nakładką, po prawej bez. Tak i tak prezentuje się wręcz fenomenalnie. Co o książce sądzicie? 

Zobacz także