Są i takie miesiące, w których tych książek jest mniej, ale za to są takie, że rozrywają serducho w taki sposób, w jaki nie myślałaś, że się da. I o takich pozycjach właśnie dzisiaj mówię 🙂


Dewocje, Anna Ciarkowska

  • Mówiłam to już niejednokrotnie, ale pani Ciarkowska robi czytelnikowi dobrze słowem. Niezależnie od tematu książki, wiem, że byłabym zachwycona i podkreślała zdanie za zdaniem, dość szybko zdając sobie sprawę, że musiałabym chyba wypisać wszystko. W „Dewocjach” bohaterka, bezimienna zresztą chyba, spowiada się księdzu ze swojego życia, naznaczonego cudem i wyjątkowością, o którą się przecież w ogóle nie prosiła. „Niczym szczególnym na ten cud nie zasłużyłam”, mówi, dodając „może tylko modliła się szczerzej, może bardziej niż inni prosiła o łaskę, mniej bała się wieczności […]”. Nie powiem, o jaki cud chodzi, natomiast tematycznie „Dewocje” wydają się idealnie wpasowywać w klimat tego, co dzieje się w Polsce. Z bohaterką, a w zasadzie tym co myśli można się utożsamić, a kolejne schematy, które autorka przedstawia, przenieść do swojego życia – chociaż bardziej „odnaleźć je”, bo wydaje mi się że są na pewno. Wow. Bardzo dobra książka.

To wtedy odkrywam po raz pierwszy, że ciało nie jest moim sprzymierzeńcem, ale poważną przeszkodą, z którą trzeba się ułożyć. Niezręcznie jest mieć ciało, proszę księdza. Z ciałem trzeba się kryć po łazienkach, po kątach, po grubych spódnicach. Ciało w sobie wzbiera, wylewa się na prześcieradła, zostawia ślady, rozprasza, wymyka się nocami i poci i krwawi. Trzeba je ubierać, stroić i zakrywać, trzymać ciągle w zapiętych guzikach.

Amerykańskie lato. Depesze z ulic Chicago, Alex Kolowitz

Podczas lektury tej książki odczuwałam wielki, ogromny wręcz dysonans. Bo siedziałam w słońcu, czytałam, popijałam mrożoną kawę nie mogąc poradzić sobie z upałem. Prawie sielanka, gdzie w tym samym czasie na kartach książki Kotlowitza działy się rzeczy bardzo złe i tragiczne. Strzelaniny, pościgi, bezlitosne statystyki. W lecie 2013 roku od kul zginęły 172 osoby. Siedmiokrotnie więcej zostało rannych. Choć powodów i przyczyn takich tragedii jest wiele, przykrą prawdą jest to że najczęściej do takich wydarzeń dochodzi w biedniejszych dzielnicach Chicago, gdzie jak sam autor przyznaje „pośród opuszczonych i zrozpaczonych agresja wydaje się jedyną strategią przetrwania”. I nie ma nic dobrego na temat tej książki jeśli chodzi o tematykę. Bo łamie się serce, nadzieja ucieka i chowa się najgłębiej gdzie tylko się da. Bo giną niewinni ludzie, bo broń mają nie ci, którzy powinni. Bo życie jest odbierane, mimo młodego wieku, chęci do życia. Czasem zupełnie przypadkowo. Nie da się z tym pogodzić, nie da przejść obojętnie.

Wierzyliśmy jak nikt

Zbierałam się do napisania o tej książce, jednak rozchorowałam się i przez kilka dni byłam bez życia. A później już żadne słowa nie wydawały się być adekwatne do tego, co przeczytałam. Autorka opowiada historię pewnie jakich wiele. Rozdział po rozdziale przecinają się dwie narracje. W jednej z nich przenosimy się do Nowego Jorku lat 80-tych ubiegłego wieku, kiedy „AIDS zbiera okrutne żniwo”.

Główny bohater, Yale Tishman jest dyrektorem galerii sztuki, ma dwadzieścia parę lat i wiele planów na życie. Jego znajomi, jeden po drugim, umierają i dość szybko mężczyzna zostaje sam. A przynajmniej tak się nam wydaje, bo historia, och nie jest wcale taka prosta.
Oś drugiej historii osadzona jest już we współczesności, gdzie z kolei towarzyszymy Fionie… przyjaciółce Yale’a. Przyszłość i przeszłość się ze sobą splatają, w dość niespodziewany sposób przynosząc tym bardziej zaskakujące „zbiegi przypadków”. Wsiąknęłam w historie dosłownie od pierwszej strony i pierwszy raz widmo oddania książki do biblioteki wcale nie ciążyło mi nad szyją. Bardzo zżyłam się z bohaterami, którym i współczułam, i kibicowałam, i było mi bardzo przykro, że muszą żyć w takim czasie historii. Bardzo podobało mi się również to, jak przeplatały się te dwie historie, jakby uzupełniając się nawzajem – Fiona dopowiadała coś, co stało się przed laty, i na odwrót. Zakończenie trochę może spłaszczone, miałam wrażenie, że jakby ucięte wpół zdania, ale to tylko szczegół. No i jeszcze fakt że czuję się przez jedną rzecz oszukana, ale zrozumieją to wszyscy, którzy to czytali 😉

Niegrzeczne, Jacek Hołub

Dzieci i młodzież z widoczną niepełnosprawnością wywołują w nas empatię. Sprawne i zdrowe, ale zachowujące się nietypowo – agresywne, nadpobudliwe lub nieprzestrzegające norm społecznych – wzbudzają gniew i oburzenie. Postrzegamy je jako niewychowane i niekulturalne, a ich rodzice są w naszych oczach złymi matkami i ojcami. Krzywdzące oceny, brak zrozumienia i pomocy oraz próby wtłoczenia na siłę w wyznaczone przez nas ramy „normalności” to codzienność moich bohaterek i bohaterów.

Autor w swojej książce nie skupia się na wiedzy odnośnie ADHD czy spektrum autyzmu. Bardziej zwraca uwagę na to, „jak z innością radzi sobie społeczeństwo, szkoła i instytucje” i nie trzeba czytać tej książki, by znać odpowiedź na to pytanie. Radzą sobie słabo, najczęściej – w ogóle. Góruje niezrozumienie i poczucie osamotnienia w tym, co dzieje się z dzieckiem. Które nie jest ani chore, ani „specjalne” choć czasem wymaga specjalnego traktowania. Historie przedstawione w książce bolą, tak samo łamią serce i uświadamiają w jakiej uprzywilejowanej pozycji się jest.

Śmierć pani Westaway, Ruth Ware

Bohaterką książki jest dwudziestokilkuletnia Hal, tarocistka, która rozpaczliwie potrzebuje pieniędzy. Nie dość, że wciąż nie mogła pogodzić się ze śmiercią mamy, to jeszcze ktoś od kogoś pożyczyła dużą sumę pieniędzy nagle domaga się odzyskania swoich należności. Jak to bywa w takich historiach, zupełnie przypadkowo właśnie w tym momencie bohaterka otrzymuje tajemniczy list, z którego wynika, że jej sytuacja może się poprawić. Otóż może dostać spadek po babci, Hester Westaway, kobiety która mieszkała w ogromnej posiadłości w Kornwalii. Przecież jej dziadkowie nie żyją od kilkudziesięciu lat. Ryzykować? Wiadome, jaką decyzję podjęła bohaterka; im dalej w las okazuje się, że swojej decyzji żałuje gdzieś 100 razy na godzinę, chce uciec z wielkiej posiadłości, a kiedy to niby robi, los znów jej nie sprzyja.
Koniec końców historia bardzo mi się podobała. Autorka naprowadza nas na kilka tropów, które – kiedy za nimi podążamy, odwracają naszą uwagę od faktycznego rozwiązania sprawy. I tak, z rodziną naprawdę najlepiej wygląda się na zdjęciu, a spotkania o podział spadku mogą skończyć się wielkimi kłótniami, wyjawieniami tajemnic sprzed lat, no i pieniędzmi, bo jakby tutaj trochę to one doprowadziły do takiego wypadku spraw. Nie byłam do niej przekonana, a naprawdę dobrze się bawiłam czytając. Na półce czeka już „Pod kluczem” tej autorki i muszę się za to wziąć (zanim będę musiała oddać do biblioteki).


Bardzo spodobał mi się ten sposób mówienia o książkach, które przeczytałam. Coś będę tutaj kombinować, żeby wrócić do bycia na bieżąco, bo jednak ostatni post jest z początku czerwca. Do następnego! ❤️

Zobacz także