Czekasz na książkę, która ma być wspaniała, bo w końcu Rebecca Makaki. W dodatku ma lekko opierać się o tematykę podcastów kryminalnych. I opowiadać kobietach, prawach, etcetera.
Co może pójść nie tak? Myślałam, że niewiele. O ja naiwna.
Plusy? Jest ich trochę. Parę. Czy równoważą straty moralne, jakie czułam po przeczytaniu? Zostawiam to pytanie bez odpowiedzi.
Faktycznie podobało mi się to, jak coraz częściej mówi się o wpływie podcastów kryminalnych na wciąż otwarte śledztwa. Pierwszy raz, albo jeden z pierwszych momentów kiedy w książce bohaterka opowiada o Reddicie, tym jakie powstają tam teorie spiskowe, jak ona je odbiera jako ktoś kto był wówczas w centrum wydarzeń. A ludzie których tam nie było wypowiadają się, jakby postradali wszelkie umysły. Co prawda wytykają czasem, całkiem w punkt, błędy śledczych, ale mam wrażenie że jest i tak teraz- domorośli detektywi którym wydaje się, że siedzą przed komputerem, mając dostęp do jakiegoś konkretnego ograniczonego „archiwum” wiedzą więcej i lepiej. No niekoniecznie. Wielki plus.
Na okładce wielce jest napisane, że to powieść o kobietach, ich prawach (a może o ich braku) i tym podobne. Autorka porywa się więc na słońce, bo oprócz kryminałów bierze się też za kulturę cancelingu (chyba nie muszę tłumaczyć o co chodzi). Nie chcę mówić o kogo chodzi, ale faktem jest, że komuś zostaje wytknięte jego błędne, szkodliwe zachowanie, a oczywiście internet dzieli się na dwa zespoły: no, przecież sama chciała, a on przecież jest dobry (prawie że „mówił dzień dobry na klatce schodowej”) co znów mam wrażenie że idealnie odzwierciedla to jak zachowujemy się w internecie. Zawodzi w tym momencie postać głównej bohaterki (oh, why), zresztą nie pierwszy raz – ale o tym później. Wdaje się w jakieś słowne potyczki internetowe, zupełnie jakby miała kilkanaście lat i wchodziła do internetu po raz pierwszy. Uderz w stół, a nożyce się odezwą.
Bardzo na plus oceniam – przynajmniej na początku – sposób opowiedzenia historii. Nie wchodzimy w głowę głównej bohaterki (na szczęście) ale za to przysłuchujemy się jej opowieściom ku.. jakiemuś niewidzialnemu bohaterowi, który – im dalej w las tym staje się mniej anonimowy. To była momentami jedyna rzecz jaka ciągnęła mnie do tej książki, mimo że byłam przecież ciekawa jak to się skończy (spoiler alert: słabo).
No to teraz przechodzimy do minusów.
GŁÓWNA BOHATERKA. Wystarczy?
No naprawdę chciałabym móc powiedzieć o niej coś pozytywnego. Może: ma ładne imię Niespotykane. A poza tym jest mentalną nastolatka zamkniętą w ciele dorosłej kobiety. Ta wraca do swojej dawnej szkoły, gdzie ma prowadzić zajęcia czy wykłady o podcastach kryminalnych ale niczym obuchem w głowę przypomina sobie o wszystkim co tu się wydarzyło przed laty i od wtedy walczą w niej dwa wilki: jeden który mówi: „nie ruszaj tematu”, nie rozjuszaj nastolatków, nie podpowiadaj i nie tykaj tego, co się wydarzyło, bo to nie może doprowadzić do czegoś dobrego. Z drugiej strony jest tą samą nastolatka co przed laty: zakompleksioną, która nie ma pomysłu na siebie. Jej sytuacja życiowa co prawda jest niezwykle skomplikowana, ale hej, nie ty jedyna masz pod górkę. Zrób coś z tym.
Jest przedstawiona dość karykaturalnie: z jednej strony nastolatka będąca na czasie – opowiadająca o Reddicie, nagrywaniu podcastów, świecie w którym dobrze się czuje, a czasem jako ta starsza ciotka która nie umie trzymać telefonu dotykowego w ręce, nie wiedząca że jeżeli coś się odpowie na komentarz, odpisze, polubi czy poda dalej – to wszyscy widzą. I wow, wielkie zdziwienie: KTOŚ TO WIDZIAŁ? No nie Karen, twitter jest tylko dla ciebie, totalnie w nim o to chodzi. Poza tym, jest kobietą, powinna być za kobietami ale nie, jeśli coś nie pasuje jej wizji świata, nagle przecież inni robią źle.
Gdzie jest o tej sytuacji kobiet? W momencie kiedy jedna oskarża mężczyznę, a internet szaleje? Czy wtedy kiedy rozmawiamy o postaci głównego oskarżonego przed laty Omara, czarnoskórego mężczyzny który jakoś się nawinął, kiedy szukali winnego, i tak jakoś zostało. Kiedy myślę o „Mam do pana kilka pytań” mam w głowie wiele sprzecznych myśli. Bardzo chciałam aby mi się podobała, bo hej, jestem wielką fanką podcastów kryminalnych. Ten aspekt faktycznie wydawał się być najciekawszy- też ile to pracy wymaga, jak wpływa na śledztwo zaangażowanie „fanów”, ale reszta to równia pochyła.
Szybka garść krótkich myśli:
Zakończenie bardzo mnie rozczarowało. Nie było takie jakie autorka pompowała przez całą książkę.
Nie było żadnego napięcia, które motywowałoby mnie do nieodkładania książki przed snem. Byłam ciekawa kto jest tym narratorem, do którego zwraca się autorka i tyle.
Jeżu, ta okładka jest cudowna nie mogę oderwać od niej wzroku. Jest cudowna.
/ Książkę w ramach barteru dostałam od Wydawnictwa Poznańskiego.