Zakochałam się w policjancie

Ale, żeby nie było: w serialowym policjancie. A w zasadzie, w serialu o tym właśnie policjancie hollywodzkiego departamentu policji. 

Obejrzałam w swoim życiu naprawdę dużo seriali, ale chyba po raz pierwszy czuję potrzebę, aby opowiedzieć o nim tutaj. Biorę pod uwagę możliwość, że wyidealizowałam go sobie w swojej głowie, co nie zmienia faktu, że jest WSPANIAŁY i każdy zjadacz kryminałów powinien go obejrzeć 🙂

Tytułowy bohater, Harry (Hieronymus) Bosch jest policjantem, który po 11 września 2001 roku zaczął służyć w wojsku, (między innymi) przez co rozpadła się jego rodzina. Poznajemy go w momencie, gdy jest oskarżany o bezprawne użycie broni wobec człowieka, którego śledził w ramach jakiegoś śledztwa (jakoś tak). Nieciekawa sytuacja, w której go poznajemy sprawia, że tym szybciej wsiąkamy w wykreowany świat i nim się spostrzeżemy, jest koniec pierwszego sezonu.

Format serialu jest niespodziewany. Na jeden sezon otrzymujemy jedną historię, śledztwo, tor akcji, który ciągnie się przez te dziesięć odcinków. Bohaterowie pracując nad śledztwem, niejednokrotnie zmierzają się z prywatnymi problemami, które odrywają ich od pracy. Gorzej, kiedy śledztwo przenika się z rodziną, bo wtedy akcja gęstnieje, a bohaterowie mają motywację do robienia rzeczy niekoniecznie zgodnych z kodeksem, który wyznają jako policjanci.

Właśnie dlatego chyba „Bosch” tak mi się spodobał. Przeplatanie wątków rodzinnych z tymi kryminalnymi, pokazywanie, że bohaterowie nie są idealni, mają swoje skazy i gorsze momenty sprawia, że można szybciej utożsamić się z bohaterem i jego historią. Sam Harry, na początku nie wydaje się być jednak bohaterem, którego można polubić. Spiera się na sali sądowej, pali papierosa za papierosem i wydaje się, że historia rozgrywająca się na sali niewiele go interesuje. Taki „olewczy” tryb funkcjonowania nie jest obcy policjantom/detektywom, których możemy znać z kart powieści czy innych seriali. Ci przecież wielokrotnie zmierzają się z jakimiś traumami, nie potrafią o nich rozmawiać, a gdy już zaczynają, nie mogą skończyć.

Każdy sezon, oprócz głównego śledztwa ma też swoje poboczne historie. W przypadku Harry’ego są to stare nierozwiązane sprawy, które na którymś etapie ktoś mu podrzuca bądź wpada na nie sam. Edgar ma a to problemy rodzinne, a to staje się zupełnie dla historii przezroczysty, nie licząc sytuacji w których dzwoni do niego Bosch i pojawia się znikąd. Pozytywną postacią, którą lubię jest porucznik Grace Billets, która jest takim cichym duchem każdego ze swoich pracowników. Tu przyjaciółka, tu szefowa, a trochę współprowadząca śledztwo. Przymyka oczy, jak nie musi czegoś widzieć albo pomaga, kiedy ktoś tej pomocy potrzebuje (np Harry na gruncie rodzinnym).

Bardzo podoba mi się też fakt, że chociaż każdy sezon opowiada inną zamkniętą historię, to jednak jakoś się jeden z drugim przenika. Tu pojawi się jakiś nic nieznaczący bohater, pobryluje na ekranie przez 15 sekund, szybko o nim zapominamy. Aż do następnego sezonu, gdy okazuje się, że hej, tamto akurat miało taki i taki sens, i przyniosło ze sobą takie rozwinięcie. Oprócz spójności, przywodzi to na myśl ciąg historii – że to nie jest wyjęte ot tak z głowy autora czy scenarzysty. To są lata działań policji, rozwijania się relacji w rodzinie, dochodzenia kolejnych prawd.

Musiałam zrobić przerwę na obejrzenie ostatniego sezonu i przyrzekam, że do tej pory jeszcze się nie otrząsnęłam. Chociaż nie działo się w nim dużo – bo mam wrażenie, że więcej działo się między bohaterami, niż w śledztwach, które prowadzili, to jednak ten sezon miał jakieś swoje tempo zwieńczone ostatnim wybuchowym odcinkiem, który wciąż chodzi mi po głowie. Edgar odprawiał vendettę za zabicie jego informatora, Bosch jak zwykle prowadził dwa śledztwa jednocześnie (jedno z nich to tzw „cold case”, wygrzebana sprawa sprzed lat) a Maddie podjęła wakacyjną pracę u kochanej przez wszystkich prawniczki. I tak się przez dziesięć odcinków przeplatały historie, pokazując że bohaterowie naprawdę są zwykłymi ludźmi, a nie tylko wykreowanymi postaciami.

Tym większy jest mój smutek, że to już koniec, chociaż na wiosnę ma pojawić się siódmy sezon (zresztą, ostatni). Przeczytałam też gdzieś, że Bosch wroci na amazon, tyle że w innym serialu już nie związanym z książkami napisanymi przez Conelly’ego. Będę na tak, ale tylko wtedy kiedy do obsady dołączą inni bohaterowie/aktorzy, których już znamy. W innym wypadku, przyrzekam, to nie ma sensu bo Harry jest taki, jaki jest tylko wtedy gdy ma tych ludzi przy sobie.

Prawdopodobnie ten wpis nie ma żadnego sensu, ale hej, skoro mam bloga to mogę sobie na nim pisać o tym, o czym akurat chcę. A chcę o Boschu, bo dawno żaden serial nie wywarł na mnie takiego wrażenia.

Zobacz także