Składam się z ciągłych powtórzeń jest dobrą płytą, bo pominąwszy fakt głosu pana Rojka, który magnetyzuje, mamy styczność z dziesięcioma naprawdę dobrymi i jednocześnie zróżnicowanymi piosenkami, wśród których – tak mi się wydaje – każdy znajdzie coś dla siebie. Najpierw poznałam, jak pewnie większość fanów, Beksę, która sprawiła że z niecierpliwością wyczekiwałam kwietnia. Gdy już miałam tą niebywałą przyjemność włączyć sobie całą płytę i raz po raz wsłuchiwać się w kolejne piosenki, począwszy od Lato 76, które jest niewątpliwym rozliczeniem z przeszłością, poprzez melancholijne Czas który pozostał, czy Kokon, która to piosenka jest może najbardziej „inna” spośród pozostałych, doszłam do wniosku, że decyzja o solowej karierze wyszła tylko i wyłącznie na dobre. Szybsze To co będzie wywołuje uśmiech na twarzy, może to szybszy rytm, czy fakt, iz za oknem świeci słońce sprawia, że właśnie ta piosenka sprawia wrażenie niezmiernie wiosennej. Gdy zabrałam się za pisanie recenzji myślałam, czy da się jakoś określić tą płytę jednym słowem. Jednak – nie da się 🙂
Każda piosenka ma ze sobą jakieś przesłanie, które do mnie (i – jak się domyślam – do innych) trafia prosto w serducho. Melodyjność piosenek, teksty, których po prostu nie da się „nie słyszeć” i w końcu ten magnetyczny głos…. który sprawia, że Składam się z ciągłych powtórzeń można słuchać w kółko i wciąż nie będzie tego dosyć. (Sama jestem tego najlepszym przykładem, ileż można w kółko tego samego słuchać? A jednak!) Jeżeli miałabym taką możliwość polecić komuś tą płytę, komuś, kto – powiedzmy – nie słyszał żadnej piosenki pana Rojka, jestem w stanie polecić ją z całego serca. Bo jest na niej wszystko, czego można chcieć – piękne piosenki, mądre teksty no i oczywiście Artur Rojek. Jako fanka mogę tylko podziękować za tak dobrą płytę…