Przedpremierowo Kółko się pani urwało // Jacek Galiński

Kto normalny w roli głównej bohaterki swojej książki obsadza starszą panią? Zrzędzącą, narzekającą na świat, na każdą kolejną rzecz, osobę i wydarzenie?? Przecież to jest skazane na porażkę, myślałam sobie, przecież bohatera wypada lubić, a nie, że boże, niech ona najlepiej przestanie mówić. Wtedy zaczęłam czytać „Kółko się pani urwało”.


Rzeczywiście, główną postacią książki jest starsza kobieta, która narzeka na wszystko i na nic jednocześnie. Już na pierwszych kilku stronach zaczynam rozumieć jej tok myślenia: wszystko jej się należy, jest najbardziej pokrzywdzona na świecie, a jeszcze na dość złego musi żyć z ludźmi, nawet jeśli ich obecność w swoim życiu ograniczy do minimum. No i jeszcze na domiar złego urwało się jej kółko w wózku na zakupy…. Czy to jakiś spisek wszechświata przeciwko jej skromnej, i dobrodusznej osobie?? 

 

Trochę sobie pożartowałam z Babci, to teraz trochę na serio. Starsza kobieta wraca z tych nieszczęsnych zakupów z tym wózkiem bez kółka, targając go za sobą, kiedy okazuje się, że ktoś włamał się do jej mieszkania. Bardziej dosłownie – pozbawił ją drzwi, przejrzał dokładnie każdą rzecz, jaką miała, ukradł pamiątki po zmarłym mężu i zostawił w poczuciu, że to kolejny spisek kierowany w jej stronę.

 

Babcia jest waleczną kobietą, która nie da sobie w kaszę dmuchać, wiec od razu bierze się do roboty. Ustawia policjantów, którzy według niej nie wykonują swojej pracy prawidłowo, złości się na pomocnych sąsiadów, aż w końcu odkrywa kolejną zbrodnię i dość szybko czuje, że ktoś ją w to chce wrobić. Na dodatek, chcąc rozwikłać jeden problem wściubia swój nos nie tam, gdzie trzeba, no ale jest babcią, wie wszystko lepiej i jak to możliwe że wszyscy się z niej śmieją i nie biorą jej zdania pod uwagę.

 

Pomijając nawet fakt, że otrzymanie przesyłki okraszone było licznymi wybuchami śmiechu dzięki napisowi na kopercie w miejscu uwag „kółko się pani urwało”, a mi zajęło chwilę ogarnięcie, o co chodzi, sama książka wypada równie dowcipnie i śmiesznie. Nawet, jeśli przez większość czasu miałam ochotę naprawdę poprosić babcię, żeby zamilczała, albo żeby chociaż ten jeden raz zachowała się racjonalnie. Autor stworzył bohaterów z krwi i kości, takich, których naprawdę możemy spotkać na ulicy. Sama historia, nawet jeśli momentami oderwana od rzeczywistości, wcale nie wzbudza w czytelniku poczucia, że coś jest nie tak.

 

Czasem kryminał, żeby się podobał, nie musi być taki straszny i nie musi wywoływać gęsiej skórki. Dobrze zabawi, rozśmieszy, zmusi do popukania się w czoło i prychnięcia, że no doprawdy. Końcówka trochę mnie zaskoczyła, trochę ją przewidziałam, wciąż jednak dobrze spędziłam przy niej czas, był to miły odpoczynek od ciężkich książek, którymi się ostatnio raczę.

Zobacz także