W notesie, w którym zapisuję swoje przeczytane książki, nie wyglądało to tak okazale 😅 I jak widać, nie umiem w lekkie książki, ale już się do tego przyzwyczaiłam!

Katarzyna Bonda, „Nikt nie musi wiedzieć”

Bonda wróciła do postaci profilera, którego porzuciła na lata na rzecz Saszy Załuskiej. Rzuciłam się na nią, jak tylko pojawiła się na Legimi. Co prawda nie pamiętałam, co działo się w poprzednich częściach, ale to mi to totalnie nie przeszkodziło w tym, by zatopić się w historii. Jest morderstwo, ciało a nawet dwa, profiler stojący gdzieś z boku i zegar, który tyka a sprawa zamiast dać się rozwiązać, co krok tylko komplikuje się bardziej. Podtrzymuję to, że Bonda genialna jest 😉

Joni Johnston, Psy. D. „Serial Killers: 101 questions true crime fans ask”

Proszę zabrać mi dostęp do amazona i jego promocji. Nie, nie umiem się powstrzymać, ani tym bardziej niczego nie żałuję. Autorka jest licencjonowanym psychologiem klinicznym oraz sądowym, a także prywatnym detektywem. Ponadto jest autorką popularnego „Psychology Today” law and crime blog The Human Equation. W tej książce rzeczywiście odpowiada na 1001 pytań, które zadają fani true crime. I na przykład odpowiada na to, czy rzeczywiście tylko kobiety popełniają morderstwa z miłości, ile najwięcej ludzi zabił seryjny morderca,  albo jakie są „najpopularniejsze motywy zabójstw”. Nie pamiętam innych, bo było ich ponad tysiąc. Ale mój kryminalistyczny chochlik czuje się zaspokojony. Całe dwa dolary na amazonie, a ile radochy?

Naoise Dolan„Ciekawe czasy”

Pisałam o niej na Instagramie. Jestem absolutnie zażenowana tym, że tak się podjarałam, a to było takie nudne. Oprócz kilku fajnych cytatów nie ma tu absolutnie niczego ciekawego. Żadnych zwrotów akcji. Bohaterka, o ile się nie mylę, Nora, plącze się między relacją z mężczyzną, z którym mieszka i uprawia seks, jednocześnie non stop narzekając na swoją sytuację. Ma też „przyjaciółkę”, ale też ma do tej relacji jakieś ALE. Tyle że przez większość książki nie robi nic, aby polepszyć swoją sytuację, oprócz oczywiście narzekania. AGRRR

Karolina Wasilewska „Cyfrodziewczyny. Pionierki polskiej informatyki”

Chociaż nie rozumiałam połowy specjalistycznego słownictwa, bardzo się w nią wciągnęłam. Otwierają mi się nożyce na samą myśl o tym, że większość rzeczy wynalazły kobiety, ale to mężczyznom przyznawane są za to zasługi. Oprócz tego jednak, „Cyfrowe dziewczyny” to bardzo dobry przekrój czasów, w którym żyły bohaterki. Trudności w pracy, z powodu choćby stanu wojennego albo bycia po prostu kobietą. Problemy finansowe, trudności połączenia obowiązków z rodziną… A większość z nich i tak wyjechała z kraju, bo po prostu praca stawała się nieopłacalna.

Swietłana Aleksijewicz „Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości”

W notesie zapisałam: „Chyba odebrała mi ta książka mowę”. Jej autorka, swoją drogą, laureatka Literackiej Nagrody Nobla, zamiast siląc się na współczujący ton, w swojej książce oddaje głos „bohaterom”. Przede wszystkim tym, którym udało się przeżyć. I to właśnie ich świadectwa sprawiają, że przez cały okres jej czytania, miałam ciarki na ciele. Każda strona przepełniona jest nie tyle cierpieniem, co pytaniami, dlaczego tak musiało się zdarzyć. Dlaczego ludzie ludziom zgotowali taki los, dlaczego szerzyli nieprawdziwe informacje, jednocześnie samemu uciekając jak najdalej tylko się da. Cierpienie i niezrozumienie. Bo tego, co się tam wydarzyło, nie da się ogarnąć umysłem. To wykracza ponad wszelkie normy, w których nauczyliśmy się żyć.

Mira Marcinów „Bezmatek”.

Najwięcej staram się dowiedzieć o tej książce z jej opisu. Bo dalej, to, co czytam, dotyka takich strun o których nie wiem, jak się wypowiedzieć. Jak ubrać w słowa.  Autorka „opisuje stratę, niekoniecznie wiedząc za czym”, a czytając „Bezmatek” tylko przekonujemy się o tym, że ta pustka nigdy nie znika, niezależnie od starań jakie w to wkładamy. Jednocześnie czujemy wielki dyskomfort, współczucie i jedność – czasem wszystko na raz, a czasem po kolei. Momentami czułam w trakcie czytania dyskomfort, jakbym wchodziła w sferę życia na tyle prywatną, że nie powinno mnie tu być. Jednocześnie wiedziałam, że autorka sama nas zaprasza, opowiada, ale to było osobiste.

Agata Romaniuk, „Z miłości? To współczuję. Opowieści z Omanu”

Bardzo długo za mną ta książka chodziła, chyba nawet mówiła o niej Zuza z Zaksiążkowanych. Okazało się, że była na legimi 😂 Agata Romaniuk opowiada o współczesnym Omanie. „O kobietach i mężczyznach, którzy skrywają namiętności pod diszdaszami i abajami potajemnie korzystając z Tindera.” Albo i o umowach przedślubnych, które kobiety zawierają z przyszłymi mężami po to, by zapewnić sobie konkretną sumę pieniędzy za urodzenie każdego kolejnego dziecka. Albo finansowania studiów medycznych. Bo przecież muszą istnieć lekarki, do których można jechać „się zaszyć” przed nocą poślubną, żeby przyszły mąż o tobie źle nie pomyślał, jeśli nie jesteś już dziewicą. Tak samo jak jestem, po lekturze, oszołomiona, tak samo czuję, że otworzyły mi się oczy na obcą dotąd kulturę. Największe szoki to te kulturowe, ale one są jednocześnie śmieszne. Faktycznie jedna z bohaterek pyta autorki, czy ta podpisała umowę przedślubną, a jeśli tak, to czy zawierała to i tamto. Odpowiedź, że w naszej kulturze to tak nie działa, ewidentnie ją zasmuciła. Perspektywa małżeństwa z miłości wydaje się straszna, w świecie gdzie wszystko można sobie zapewnić umową – nie dziwię się. Kto na tym wychodzi najlepiej nie mi odpowiadać, ale rzeczywiście – „Z miłości? To współczuję” to idealna lektura do poszerzenia swoich horyzontów.


W czerwcu „męczę” dopiero drugą książkę, ale wyjątkowo mi z tym dobrze 🙂

Okładki książek pochodzą ze stron wydawców.

Zobacz także