Płynąc w ciemnościach // Tomasz Jędrowski

Niektóre powieści rozgrzewają jak ciepła herbata w ulubionym kubku po ciężkim dniu pracy, bądź jak ciepły koc w zimowy wieczór. Jeszcze kiedy indziej przydarzają się takie perełki, o których trudno cokolwiek powiedzieć oprócz tego, że jesteśmy w nich zakochani.

Akcja „płynąc w ciemnościach” osadzona jest w Warszawie lat osiemdziesiątych. Nieszczęśliwie (może – nieudanie?) zakochani młodzi mężczyźni stoją po dwóch stronach politycznej barykady, a żaden z nich nie jest w stanie zrezygnować z ideałów, w które wierzy. Jednym z nich jest Ludwik, mężczyzna dość nieśmiały i niepewny siebie; trochę w życiu przeszedł, a jednak nie złamało go to. Dostał się na studia do Warszawy, zamieszkał na stancji… a w trakcie letniego obozu poznaje Janusza.

Chociaż ich romans zaczyna się dosyć nieśmiało, wybucha kiedy po obozie wyrusza z nim na samotną wyprawę.

Sprzyjająca okolica i moment w ich życiach sprawia, że wpadają po uszy, nieświadomi (a może jednak?) tego co będzie później. Wakacje nie trwają wiecznie, tak samo jak sielanka, po której rzeczywistość uderza z podwójną, a nawet potrójną siłą. Powrót do Warszawy, do pracy i na studia sprawia że ich relacja wpada na jakąś drogę z wertepami, niczym samochód który się po niej przemieszcza, starając się utrzymać prosty tor jazdy. Kolejne przeszkody pojawiają się na ich drodze i w tym momencie ani bohater, ani tym bardziej czytelnicy nie są w stanie przewidzieć, jak potoczy się ich historia.

Zasiedliśmy przy stole do naleśników i czarnej herbaty. Nigdy wcześniej nic mi tak nie smakowało. Czułem się upojony, coś łaskotało mnie od środka jak łagodny ból.

Abstrahując od całej historii, którą jestem onieśmielona, wart zwrócenia uwagi jest styl pisania autora i kunszt tłumacza, który przełożył „Płynąc w ciemnościach” na nasz język. (Tak, byłam równie zdziwiona widząc polskie nazwisko autora a poniżej nazwisko tłumacza. Rozwikłałam jednak zagadkę- autor, choć ma polskie korzenie, napisał książkę po angielsku jako, że mieszka w Niemczech). Przez kolejne strony powieści dosłownie się płynie, topiąc się w treści, przerzucając oczami linijka za linijką, raz im kibicując a raz przeklinając, że co oni robią. Ponad wszystko jednak, ponad każdy piękny cytat, każde pięknie napisane zdanie, wyrażoną myśl która ściska za serce, tutaj rządzą emocje.

Dosłownie czuć, że opowiadana historia jest nimi nasycona. Wylewają się z każdego zdania. Łapią za serce. Uwalniają łzy. Pobudzają empatię. Każą przytulić bohatera który składa się z liter, słów i zdań, które chce się zapamiętać. Historia osadzona w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku, przesycona komunizmem, reżimem i jednoczesnym strachem o życie swoje i drugiej osoby sprawia, że nie można przejść obok niej obojętnie.

Przez wszystko, co napisałam, przebija się też strach, który w „Płynąc w ciemnościach” przybiera dwa oblicza. Od niego zależni są bohaterowie, on ich wiąże we wspólnie skrywanej tajemnicy, w uczuciu i niepewności przed tym, co ich czeka. Janusz wybiera życie partyjne, które pomoże mu przetrwać ten chwilowo trudny okres. Po drugiej stronie barykady strachu staje Ludwik, który nie chce się mu poddać, jest w nim jakaś niezgoda na to, co dzieje się wokół. Niezgoda która popycha go do innych rzeczy, która nadaje bieg jego historii.

Och, jak bardzo chciałabym móc przeczytać ją jeszcze raz po raz pierwszy. Zachwycać się jednocześnie złoszcząc się na historię (Polski). Tak było. Mogę z całym sercem namówić Was do przeczytania jej. Na pewno nie pożałujecie.

Zobacz także