„Ojezuu, a ty jesz coś w ogóle?”, „takiej to dobrze, może jeść wszystko, na co ma ochotę”, „ile ty jesz!! no pozazdrościć!”. To jedynie ułamek komentarzy kierowanych w moją stronę kiedy albo za dużo jadłam, albo jadłam niewystarczająco. Ludzie, często bliżsi i dalsi znajomi powzięli sobie prawo do komentowania moich skłonności żywieniowych, a ja się zastanawiam… po co??
Żyję sobie na tym świecie dwadzieścia sześć wiosen, od tylu cierpię na niedowagę i przynajmniej z dwadzieścia lat wysłuchuję komentarzy na temat swojego wyglądu. Żeby to były chociaż jakieś merytoryczne porady, mające ułatwić mi przybranie wagi. A skąd! Otóż okazuje się, że większość ludzi odczuwa w sobie potrzebę skomentowania tego, jak wyglądam. Jak jem. Albo, jak nie jem. Albo, jak się ubieram. Albo, jak wyglądają moje nogi. Albo ramiona. Albo ta puci-puci buzia pozbawiona dodatkowego tłuszczyku.
Jesteś szczupła, widziałaś
Nie, wyjątkowo dzisiaj ani wczoraj, ani przez ostatnie dwadzieścia lat nie przeglądałam się w lustrze, więc dziękuję za tę cenną uwagę, na pewno wezmę ją do serca (albo do tyłka). Otóż: widzę się w lustrze. O dziwo, czerpię z tego jakąś-tam przyjemność pod tytułem „zawsze mogło być gorzej”. Po czym myślę sobie, że o wiele łatwiej żyłoby mi się, gdybym miała tych kilogramów trochę więcej.
Osobie otyłej bowiem nikt nie powie na dzień dobry „jaka ty jesteś gruba!!!!!!!!!!!” gdyż nie spotkałoby się to ze zbyt miłym przyjęciem. Co, oczywiście, jest całkiem zrozumiałe, bo nie wolno sprawiać drugiemu człowiekowi przykrości. Znaczy, pardon, człowiekowi otyłemu nie można, ale chudemu owszem, bo to na pewno jest komplement.
No, jakby niekoniecznie.
Szczupła, nie chuda
Jak byłam mała, mój dziadek próbował mnie skomplementować mówiąc „oj, Ola, jaka ty chudzinka”. Za każdym, dosłownie k a ż d y m razem próbowałam go prostować mówiąc, że nie chuda, ale szczupła, że to jest różnica, że chuda brzmi niefajnie, niemiło, nie lubię tego określenia. Jakoś jednak tym chudziaczkiem zostałam, przyjmując, że dziadek przecież nie mówi tego w złej wierze.
On nie, ale inni ludzie? Tu już nie mam pewności. Powiem wam głęboko skrywaną tajemnicę. Uważajcie, nie wiem, czy jesteście na nią gotowi. Już, mogę? Osoby chude najczęściej (bo wiadomo, że nie zawsze) chcą przytyć, tylko nie mogą. Chcą stać się tym szczupakiem (jak mówię żartobliwie), mieć pewność, że jeansy o rozmiarze XS nie będą im spadać z tyłka, a podkoszulki na ramiączkach nie będą odsłaniać kościstych ramion. Jedzą, ile mogą, niekoniecznie zdrowo (frytki for life). Słodzą herbatę, jedzą słodycze i frytki jednocześnie uciekając od karcących spojrzeń innych ludzi.
Chuda, a narzeka
Narzeka, bo ma dość wypominania własnej wagi. Narzeka, bo kolejna koleżanka komentuje to, że je sobie na przerwie między zajęciami batonika/bułkę/tortillę i zapija ją colą. „Oj Ola, jaka ty jesteś szczupła, chuda!! Tylko byś jadła a efektów nie widać!”
Całe życie brakowało mi pewności siebie do tego, by w końcu komuś odpysknąć. Kiwałam głową, usta wyginałam w uśmiechu a w myślach pełna tyrada pt „daj mi spokój, odpierdol się, sama sobie spojrzyj w lustro”. Tyle, że ja posiadam samozaparcie które powstrzymuje mnie od takich komentarzy, gdyż, uwaga, znów kolejna życiowa prawda – nie moim zasranym interesem jest to, jak ktoś wygląda. Dziwne, co nie? Nie wpychać tak nosa w nie swoje sprawy.
Instagram kontra rzeczywistość
Ponad rok temu na swoim profilu na Instagramie Joanna Osyda dodała wymowne zdjęcie. Bardziej jednak od niego wymowny był opis, który trochę tutaj przytoczę.
„Usłyszałam tez mnóstwo komentarzy na przywitanie, przejściu i wyjściu, że jestem za chuda, że nic nie jem, a po przejściu ostrego zatrucia pokarmowego, że „więcej mam nie chudnąć” (jakby to był mój upragniony i zamierzony cel). I mam tego dość.”
Dalej, Joanna mówi o tym jak trudno być najpierw dziewczynką, a później powoli kobietą słysząc non stop komentarze odnośnie tego, że „ona przytyje”, „urodzi dziecko i przytyje”. Później, że jest chuda chociaż nie znosi tego określenia (high five), albo, że szukała wielu chorób które by tą chudość wytłumaczyły i magicznie sprawiły, że wyglądałaby normalnie. No ale jednak nie wygląda. Jest o dziwo zdrowa i choć powinno ją to cieszyć no to jednak nie, bo znów brak tego wytłumaczenia.
Mogłabym ten opis przepisać tu cały, bo bardzo mocno się z nim utożsamiam i bardzo mocno przybijam jego autorce piątkę. Albowiem brakłoby mi palców u rąk i nóg żeby policzyć ile razy mi mówiono, że właśnie: urodzę i na pewno przytyję. Na pewno też wtedy powiększą mi się piersi, od karmienia. Że małe jest ładne. Tak samo jak szczupłe, ale tylko do momentu w którym jem, bo wtedy to jem albo za dużo albo za mało. Żebym się nie przejmowała. Że dobrze wyglądam, chociaż… Że super, że mogę nosić takie a nie inne spodnie. Ite pe, ite de
Znów – no jakby… nie. Nie chcę zachodzić w ciąże która miałaby być ratunkiem dla mojej chudości. Nie chcę myśleć o tym wszystkim, czego nie mam, wolę się skupić na tym, co mam. Na przykład urocze dziurki w policzkach. Pieprzyk pod nosem, albo długie nogi przez które chodzę szybko i nikt nie może mnie dogonić. Może małe piersi, które nie skaczą jak biegam (chociaż, well, nie biegam bo wuef zniszczył mi pan nauczyciel), i które umożliwiają mi spanie na brzuchu. Dużo by się tego znalazło.
Być albo nie być
I też jestem kobietą. Mam coś do powiedzenia, mam swoje uczucia, które można zranić”. Ot, wyobrażacie sobie? Szczupła kobieta z mózgiem? Kurde, ale to dziwne, na pewno ludzie się tego boją. Że takie chucherko może mieć coś do powiedzenia, tyle że się wstydzi odezwać, bo przecież wie co o niej myślą ludzie.
Stereotypy rządzą się swoimi (chorymi) prawami. A ja proszę tylko o jedno. Nie komentujesz ciała osoby otyłej, bo cię wstyd. Ale moje ciało komentujesz, uzurpując sobie do niego prawo. Hell no. Odwal się ode mnie i daj mi żyć w swojej chudości.
(Fun fact na koniec. W ciągu dwóch lat z wielu przyczyn, udało mi się przytyć. Suuuuuuuuuuper! Teraz wszyscy mi tego gratulują mówiąc, że wyglądam o niebo lepiej. Acha, czyli wtedy było o piekło gorzej??? Dziękuję, totalnie poprawiło mi to dzień <3).