Nina przyjeżdża na studia do Warszawy. Wierzy, że ma szansę na lepsze życie niż to, które prowadzi jej matka. Jednak dzień, w którym wsiada do samochodu tajemniczego mężczyzny zmienia wszystko. Dziewczyna wikła się w dziwny, toksyczny i niebezpieczny związek, od którego wszystko się zaczyna i na którym wszystko się kończy. Mężczyzna bowiem szybko znika, a Nina w akcie desperacji wszczyna poszukiwania. Które, jak wiadomo, do niczego dobrego nie prowadzą. Doprowadzają ją do domu, w którym ktoś dawno temu popełnił zły uczynek. Niejeden. Kto za nie zapłaci?
Co to jest za książka. W sensie, biorąc ją do ręki a wcześniej – decydując się na jej zrecenzowanie – spodziewałam się chyba wszystkiego, tylko nie tego, co dostałam. Historia złych uczynków to taka opowieść o tym, że nie tylko dobro wraca, że karma to jednak jest such a bitch, a życie jest w swojej prostocie, w swoich przypadkach po prostu zadziwiająco… nudne i zwyczajne.
Dość szybko okazuje się, że Nina, główna bohaterka, niby łapie pana boga za nogę. Że niby udaje jej się wyrwać z małej wioski, że niby ma tą jedyną w swoim rodzaju szansę na zbudowanie swojego życia od nowa, by było lepsze niż to, które prowadziła jej mama (wychowując ją samotnie). No i to wszystko się kończy na tym „niby”, bo facet okazuje się porażką, w akcie tej porażki ona rezygnuje ze swoich przyjaciół, później zostaje sama, później sama rozpoczyna poszukiwania, i tak jakoś się jeszcze szybciej – okazuje, że ona jest taka sama jak jej mama, a życie w samotności i problemach to chyba znak rozpoznawczy tej rodziny. Później na jaw wychodzą kolejne kłamstwa, kolejne ukryte i nieopowiadane historie, zbiegi okoliczności, które nawet nie kolą tak po oczach, a na końcu to już jest jazda bez trzymanki.
Serio, spodziewałam się jakiejś ckliwej opowieści, a dostałam bardzo dobrze napisaną historię o życiu, które cóż, może mieć każdy z nas. Sąsiad, czy znajomy. Że przeszłość jednak ma znaczenie, że to, co robimy, zawsze ma wpływ na kolejne pokolenia, a tak w ogóle to życie jest beznadziejne i zazwyczaj lądujemy w takim miejscu, o którym nigdy nie chcieliśmy nawet myśleć.
Historia złych uczynków to opowieść, trochę smutna i na szczęście nie tak bardzo przewidywalna o ludziach, którzy może i chcieli jak najlepiej ale gdzieś po drodze wyszlo jak zawsze. Mimo wszystko dobrze spędziłam przy tej książce czas, a powód tego, że piszę o niej dopiero teraz – niestety – wynika z faktu że umierałam sobie i umieram nadal, i mam dość chorowania na jakiejś najbliższe dwadzieścia, trzydzieści lat.
Trzymajcie się w zdrowiu!
Za możliwość przedpremierowej lektury książki dziękuję