Wzbraniałam się przed lekturą Małego życia nauczona, że to co podoba się wszystkim, i co nagle, zupełnie bez zapowiedzi, staje się wielkim bestsellerem wychwalanym ponad niebiosy, niekoniecznie musi podobać się i mnie, i będę tylko czuła smutek z powodu mojego „dziwnego” gustu. Nadeszły jednak targi, no i co no… Uległam. Choć i tak odkładałam lekturę jak tylko się da.
Małe życie przytacza historię czwórki przyjaciół, których poznajemy w momencie, kiedy kończą studia i całe życie stoi przed nimi otworem. A przynajmniej tak im się wydaje, bo przecież wiadomo że marzenia, wielkie ideały są jedynie w naszej głowie, a najczęściej los i tak wie lepiej co dla nas dobre. Niemniej oni chcą więcej, czują więcej, i więcej też od siebie oczekują. W Małym życiu towarzyszymy im cały czas, wtedy, kiedy są szczęśliwi, kiedy osiągają kolejne sukcesy, ale i wtedy kiedy los podkłada im nogę, i tak bardzo ciężko jest się im podnieść. Tak naprawdę jest tu wszystko, czego możemy chcieć. Osiemset stron, Nowy Jork na przełomie wielu, wielu lat choć tak naprawdę zakres czasu nie jest nam konkretnie znany – nie znamy roku, w którym rozpoczynamy przygodę, ani też roku, w którym ze smutkiem kończymy czytać, ale przede wszystkim bohaterowie, tak bardzo nieszablonowi, tak bardzo realni, prawdziwi, że momentami chce się ich naprawdę uściskać, wesprzeć i przytulić. Serio.
Czytało mi się ją bardzo długo, bo przecież prawie trzy tygodnie. Jeżeli liczysz na szybką lekturę, to nie jest książka dla ciebie. Mnogość historii, latanie w czasie, anegdotki, komentarze… Żeby naprawdę rozumieć to, co się czyta, trzeba temu poświęcić trochę czasu. Ja sama? Kilka stron dziennie, by się nie przesycić, by nie odkryć jakiejś skrywanej tajemnicy zbyt szybko, ale przede wszystkim dlatego, by nie pogubić się w natłoku wydarzeń.
Przyznałam wyżej, że się obawiałam, dosyć poważnie. Nie rozczarowałam się jednak, a zakochałam. Małe życie to wybitna książka, taka, jakiej nie było mi dane nigdy dotąd przeczytać. Kompendium losów człowieka. Przekrój całego życia. Od ideałów kłębiących się w głowie, po ich realizację. Od nadziei, miłości, poprzez cierpienie, smutek i niedowierzanie. Dużo się można z Małego życia dowiedzieć i dużo się można nauczyć. Przede wszystkim tego, że prawdziwi przyjaciele to ci, którzy pomogą niezależnie od sytuacji. Nie będą oceniać, dogadywać, zadawać niewygodnych pytań. Po prostu będą.
Zapewne tego, co chcę teraz powiedzieć nie zrozumiesz, jednak pewnego dnia zdasz sobie z tego sprawę, że sposobem na przyjaźń, jak uważam, jest znalezienie ludzi, którzy są lepsi niż ty sam. Nie mądrzejszych, nie fajniejszych, lecz bardziej szczodrych, hojniejszych oraz takich, którzy potrafią wybaczać. Gdy już ich znajdziesz, doceniaj ich za to czego mogą cię nauczyć i staraj się ich słuchać, kiedy będą mowić coś o tobie, nie ważne jak złe lub dobre by to było. Przede wszystkim jednak ufaj im, co okaże się być najtrudniejszą rzeczą, jednak najlepszą z możliwych.
A Wy po prostu przeczytajcie, bo jestem ciekawa, czy tylko ja się tak zachwycam! 🙂