Kiedy mogłoby się wydawać, że za Chyłką i Zordonem trudny czas, po lekturze Immunitetu mogę rzec jedynie: błahostki. Tu dopiero się dzieje! Choć do pewnego czasu wydawało mi się że jestem ponad to, i wytrzymam jeszcze zanim ją przeczytam, skusiłam się na potargowej promocji… No, nie żałuję.
Po raz kolejny przed moją ulubioną parą bohaterów nie lada wyzwanie. Oto bowiem najmłodszy w historii sędzia Trybunału Konstytucyjnego zostaje oskarżony o zabójstwo człowieka, z którym rzekomo nic go nie łączy. Ofiara pochodzi z innego miasta, nigdy nie spotkała swojego domniemanego oprawcy, a mimo to prokuratura zaczyna zabiegać o uchylenie immunitetu. Oskarżony, nie mając zbytniego wyboru, zwraca się z pomocą do swojej znajomej ze studiów, Chyłki wiedząc, że ta na pewno mu się jakoś z tego bagna pomoże wydostać. Nie przewidział jednak, że prawniczka zmaga się z wieloma problemami, z czego ten alkoholowy jest chyba najbardziej do zniesienia.
Głównym zarzutem, odnośnie Immunitetu z jakim spotkałam się, czytając kilka recenzji, było to, że jest trochę oderwana do rzeczywistości, a w porównaniu z poprzednimi częściami – wręcz słaba. Jak dla mnie pan Mróz wciąż utrzymuje stały poziom w swoich powieściach, ale może moja opinia wynika z tego, że gdy czytam, nie analizuję. Skupiam się na historii, bohaterach, a nawet jeśli coś wydaje mi się być nierealne, to jednak wiem, że to ciągle – mimo wszystko – tylko książka. Historia opowiedziana czyimiś oczami, przez kogoś wymyślona. Więcej luzu 😉
A bohaterowie lekko nie mają. Okazuje się, że sprawa której się podjęli, wcale nie jest taka oczywista, jak mogłoby się wydawać, i co zapewnia sam oskarżony. Wszystko wskazuje na jego winę, a nawet jeśli nasz duet coś wymyśli, działa to raczej na zasadzie jednego kroku w przód i dwóch w tył. Chyłka ma też swoje problemy, od których nie może uciec, więc jeżeli połączyć wszystkie puzzle układanki, trudną sprawę, swoje problemy, nie tylko alkoholowe, Kordiana u boku, naprawdę może wyjść coś dobrego. I wychodzi. A zakończenie to już w ogóle. Powali Was na kolana, tak, jak mnie. Kilkukrotnie przecierałam oczy ze zdziwienia, jednak na nic się to zdało. Chcę kolejną część już i zaraz, bo chyba nie wytrzymam z ciekawości!
Jak zwykle – choć nie jest to zbyt pozytywne chyba określenie – nie zawiodłam się tym, co przeczytałam. Kolejne części przygód mojego ulubionego prawniczego duetu nie nudzą, nadal ciekawią, nadal pozostawiają nutkę niedopowiedzenia. Wszystko jest na swoim miejscu, bohaterowie nadal są tacy, jacy byli, trochę przejaskrawieni, trochę dziwni, ale widać że pan Mróz trzyma się ich konsekwentnie, co bardzo się ceni.
A Wy jesteście fanami duetu Chyłka&Zordon czy wręcz przeciwnie? 🙂