Liat i Hilmi nigdy nie powinni się spotkać. Los chciał jednak inaczej, życiem rządzi przypadek i stało się jak się stało. Dziewczyna szła na spotkanie, zamiast osoby z którą była umówiona pojawia się Hilmi i tak wszystko się zaczyna. Ona, Żydówka z Tel Awiwu, tłumaczka, on Arab, można powiedzieć wielki artysta. Dzieli ich wszystko, co tylko może dzielić dwójkę osób. Co jednak, gdy iskrzy tak mocno, że nie jest się w stanie przejść obok tego obojętnie?
Przyznaję bez bicia, że nie lubię książek miłosnych. Wydaje mi się, że tyle ile ich już zostało napisane sprawia, że każda kolejna nie jest ani wyjątkowa, ani jedna w swoim rodzaju, nie mówiąc o tym, że nie sposób w ogóle spamiętać, o czym jedna czy druga była. Dlatego miałam pewne obawy, sięgając po „Żywopłot”. Zaufałam opisowi, mając nadzieję, że może ta historia miłosna tym razem naprawdę będzie inna niż wszystkie.
I była. Niestety.
„Żywopłot” opowiada o naprawdę pięknej miłości (może dlatego, że jest zakazana), a ja przez większość czasu czułam jakiś wszechogarniający smutek, który dopadał -domyślam się – nie tylko mnie, ale pewnie i przede wszystkim bohaterów. Za tym całym „szczęściem” wynikającym ze znalezienia swojej drugiej połówki, osoby przy której można się czuć bezpiecznie, chowała się bezwzględna nieuchronność.
Nie zapominam się. Cały czas pamiętam, że to chwilowe, że kiedyś to się będzie musiało skończyć, ale do tego czasu to…
I że to tylko przygoda, sama tak powiedziałaś: przygoda, wyspa na morzu czasu…
Nie dało się z nią walczyć, nie dało się jej pokonać. Po prostu była, trzymała wszystkich w garści, nie chciała słyszeć słowa sprzeciwu.
Tam, gdzie człowiek nie ma wolności, gdzie jego los z góry jest przesądzony nie ma miejsca na szaleństwa. Te, które się wydarzyły, nie powinny mieć miejsca. Dlatego „Żywopłot” jest nie tylko smutny, ale i prawdziwy. Bo w niektórych przypadkach, czytając inne książki można sobie powiedzieć: ot, to tylko fikcja literacka. Tak się nie dzieje. Nie w tym wypadku.
Pochłonęłam ją w jeden dzień, ale by o niej napisać – jakoś składnie, nie mogłam się zebrać. Nie wiem, czy lubicie takie książki, ale jeśli lubicie się czasem przełamywać, „Żywopłot” polecam, tak po prostu.