Stęskniliście się za Rebeką Martinsson? Tak? Chcecie znać jej losy po drastycznym zakończeniu „Burzy słonecznej”? To dobrze, że tu jesteście. Nadchodzę dziś z „Krwią, która nasiąkła”, ciągiem dalszym losów naszej nieustraszonej pani prawnik, która jak zwykle znajduje się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. Zupełnie przypadkowo, rzecz jasna, ale tak to już w tych kryminałach bywa.
W Jukkasjärvi dochodzi do tragicznego zabójstwa. „Celem” okazuje się pani pastor, dosyć znienawidzona przez męską część tamtejszego społeczeństwa. Z każdym kolejnym dniem śledztwa okazuje się, że chętnych, by pozbyć się Mildred było wielu. Tylko kto naprawdę mógł to zrobić? Kto miałby tyle odwagi? Poszlaki mówią niewiele – nie ma odcisków palców, nie ma świadków, którzy mogliby coś powiedzieć.
Åsa Larsson i tym razem nas nie oszczędza. Kiedy brałam tą książkę do ręki, zastanawiałam się, czy uda się mnie, wyjadacza kryminałów, jeszcze czymś zadziwić. W końcu niejedno się już czytało, niejedno morderstwo się śledziło. Otóż, i tym razem udało się mnie zaskoczyć. Wartka akcja, skreślanie kolejnych podejrzanych i przy okazji odkrywanie coraz to nowych przewinień sprawia, że nie ma sposobu by się, mówiąc kolokwialnie, „zanudzić”. Bohaterowie, których znamy z poprzedniej części jak i ci, którzy dopiero się pojawiają nie tracą rezonu – nadal dociekliwi, nadal pragnący sprawiedliwości. Obawiałam się, że pani Larsson osiądzie na laurach, jednak jestem niezwykle zadowolona, iż tak się nie stało.
Samo zakończenie wbiło mnie w osłupienie; mówiąc szczerze obstawiałam wszystkich, tylko nie tego, kto to zrobił. Żal mi było równocześnie Rebeki, która niefortunnie znalazła się w centrum wydarzeń, bo naprawdę nie zdążyła jeszcze dojść do siebie a tu proszę.
Jak widać, znalazłam kolejną szwedzką faworytkę, której karierę i wydawane powieści będę śledzić zachłannie. Podobnie jak „Burzę słoneczną”, „Krew, która nasiąkła” mogę polecić z całego serducha. Bo jeśli raz przeczyta się książkę pani Åsy, nie można ot tak przestać.