Rodzina od kilkudziesięciu lat nie schodzi z języków ludzi na świecie. Skandale nie milkną, a monarchia za panowanie Elżbiety raz po raz podnosi się z kolan. A na usta samo ciśnie się pytanie: „ile można?”
Autor, Marek Rybarczyk, przez dziesięć lat mieszkał w Anglii. W swojej książce przeprowadza nas przez całą epokę panowania Elżbiety już od momentu gdy poznaje Filipa. Jest koronacja, trochę o problemach w małżeństwie (bo Filip dość szybko zostaje sprowadzony na ziemię; przez resztę swojego życia będzie zaledwie cieniem swojej żony idąc od tej pory dwa kroki za nią). I tak ta historia ciągnie się przez kolejne dziesięciolecia, odsłaniając obraz monarchii dosyć pełen sprzeczności. Bo z jednej strony usilnie trzymającej się etykiety która doprowadziła ich do tego miejsca, a z drugiej nie mogąca przecież wiecznie stać w miejscu zwłaszcza wtedy, kiedy świat idzie do przodu i takie odstawanie będzie działało na ich niekorzyść. I właśnie stąd pojawia się pomysł (nomen omen Filipa) na to, aby wpuścić do pałacu kamery, tak aby Brytyjczycy mogli poznać ich życie od podszewki, a oni zaskarbić sobie ich sympatię. Jak pokaże historia, wyszło zupełnie na opak.
Chociaż zaczynamy historię od Elżbiety i Filipa, towarzyszymy przejęciu przez nią tronu, pierwszym miesiącom jej małżeństwa, kolejnym latom panowania, nie idzie oprzeć się wrażeniu, że najwięcej uwagi dostaje tutaj Diana i Karol. Jest to zrozumiałe, bo historia nieudanego małżeństwa, niedobranych do siebie ludzi rzuca się cieniem na całą monarchię, obraz której przez lata będą musieli reperować. Ale kiedy przez pół książki napięcie rośnie, czytelnik myśli sobie, że zaraz dowie się zakulisowych ciekawostek z życia Meghan Markle i Harry’ego, a dostaje… takie skromne dwa, czy trzy rozdziały, to ja w pełni czuję wasze rozczarowanie. Poza tym, może to z powodu zawodu, ale wydaje mi się że Megha została przedstawiona jako ta aktorka zza oceanu, której jedynym celem było porwanie Harry’ego z dworu, rozbicie królewskiej rodziny, i tak dalej i tak dalej. No nie kupuję tego za bardzo. Może ten zawód wynika z tego, że przez większą część książki czekałam na jakąś kulminację wydarzeń, natomiast dostałam takie szybkie zakończenie.
Książka nabrała dla mnie innego wymiaru, bo kiedy ją czytałam, zmarł książę Filip, przez co później, kiedy w telewizji były pokazywane urywki ich wystąpień, a nagłówki krzyczały o szczęśliwym małżeństwie, ja pod nosem mruczałam „are you sure?”. Historia, jak nigdy dotąd dzieje się na naszych oczach; monarchia zaś zmienia się nieraz na lepsze, nieraz na gorsze, a mimo upływu lat Elżbieta wciąż całą rodzinę spina niczym klamra. Co będzie, jak kiedyś jej zabraknie?
„Elżbieta, Filip, Diana i Meghan. Zmierzch świata Windsorów” w mojej opinii najbardziej spodoba się tym, którzy nie za bardzo interesowali się wcześniej angielską monarchią. Marek Rybarczyk nie otworzył przede mną nowych drzwi, ani nie przedstawił zbyt wielu historii, o których bym z innych źródeł nie wiedziała. Niemniej, jako że Windsorowie mnie interesują, spędziłam w jej towarzystwie dobry czas.