Wracam z serialowymi polecajkami, jako że od opublikowania ostatniego postu o serialach minęły niemal cztery miesiące. Niewybaczalne.

imdb.com

„The Jinx”, HBO GO

To, że po świecie chodzą różni ludzie pokazują nie tylko książki. Najgorzej, kiedy są to ludzie znani, którym wiele rzeczy uchodzi na sucho. Jedną z takich osób jest Robert Durst, „bohater” kilkuodcinkowego dokumentu produkcji HBO GO. Nie jest to nowa propozycja do obejrzenia (wyprodukowano ją w 2015 roku), niemniej trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej minuty, przyprawia o gęsią skórkę oraz rwanie włosów z góry. Milioner zostaje posądzony o udział w zaginięciu swojej pierwszej żony oraz morderstwo swojej przyjaciółki oraz sąsiada. Co lepsze – wpada, w sumie trochę przez przypadek. Inaczej bujałby się pewnie po świecie jeszcze wiele lat. Dopiero niedawno ruszył jego kolejny proces, jeśli jesteście nie na bieżąco – polecam. Sama, tak jak napisałam, przecierałam oczy ze zdumienia, próbowałam siebie przekonać, że to na pewno nie dzieje się „w realu”, oraz że musi być dobrym kłamcą, i osobą o nieprzeciętnie wielkich nerwach, skoro wytrzymał tyle lat. Prawdopodobnie, ponieważ nie ma konkretnych dowodów, zabił swoją żonę, przyjaciółkę oraz sąsiada. Dlaczego? Bo przeszkadzali w jego planach, bo nie mogli znieść jego osoby. Dokument zrobiony jest na najwyższym poziomie, a wart obejrzenia – choćby dla ostatniej sceny ostatniego odcinka.

imdb.com

„Jeffrey Epstein: Obrzydliwie bogaty” Netflix

Po raz pierwszy o Epsteinie usłyszałam w „The good fight”, gdzie pracownicy kancelarii musieli przyjrzeć się sprawie Epsteina, tego, czy jego rzekome powieszenie się w celi obyło się bez udziału osób trzecich. Kilka dni później Netflix wypuścił czteroodcinkowy dokument, którego nie mogłam pominąć. Jeffrey Epstein, kolejny milioner i mężczyzna u władzy, został posądzony o handel młodymi dziewczynami oraz wykorzystywanie ich seksualnie. Dobrze radził sobie z kamuflażem; dziewczyny sprowadzały się do niego nawzajem, rzekomo pod pretekstem prostego zarobienia pieniędzy. Masażystek szukał, chociaż na miejscu okazywało się, że ma konkretne wymagania. Jego ofiary były podatne na jego uwagę; najczęściej pochodziły z niepełnych rodzin, patologii, potrzebowały tej uwagi oraz pieniędzy. Groził, ostrzegał, nikt mu nic nie zrobi. O tym opowiada dokument Netlfixa – o tym, jak kolejne sprawy zostały zamykane, poszkodowane lekceważone, a jego wina, zupełnie odpierana. Miał pieniądze, władzę oraz znajomości w wyższych sferach. Na jego wyspie pojawiał się Bill Clinton, książę Andrzej oraz inne osobistości. Które teraz się tego wypierają. Finał sprawy nie zachwyca. Zaraz po wyroku mężczyzna wiesza się w swojej celi, ale czy aby na pewno?

imdb.com

„Mrs America” HBO GO

Skłonność do szukania sobie trudnych rzeczy do oglądania mam chyba we krwi. „Mrs America” opowiada historię ruchu, którego celem było wprowadzenie Equal Rights Amedment, czyli poprawki do amerykańskiej konstytucji, która gwarantowałaby kobietom równość prawną. Po dwóch stronach barykady stanęły kolejno Phyllis Schlafly, konserwatystka chcąca uratować rodzinę przed rozpadem (bo kobieta pracująca by ją zniszczyła) oraz Gloria Steinem, feministka. A także: Betty Friedan, Shirley Chisholm, Belli Abzug oraz Jill Ruckelshaus. Chociaż serial opowiada o problemach z lat siedemdziesiątych, trudno nie oprzeć się wrażeniu, że to wszystko wciąż jest aktualne. Mimo upływu czasu, w mediach wciąż pojawiają się osoby rzekomo lepiej wiedzące, co lepsze dla wszystkich rodzin w kraju. Tak, jak Schlafly chciała uchować rodzinę (to znaczy, męża, żeby biedny nie został bez opieki) przed kobietą wychodzącą do pracy, tak w naszym świecie ta wojna trwa nadal. Dlatego serial jest bardzo aktualny. Niejednokrotnie doprowadzał mnie do jakiegoś zawieszenia, miliona myśli, że nie chcę żyć w takim świecie, w którym wciąż trzeba walczyć o jedne i te same sprawy. Zdumiewam się cały czas tym, jak inni chcą zaglądać ludziom do żyć, nie zajmując się przy tym swoim własnym. Steinem oraz inne aktywistki sprawiły że rozmowa nad równością ciągnęła się przez laty, błądziła w świadomości ludzi, doprowadzała do wielu przełomów. „Mrs America” to fenomenalnie zrobiony serial, który przenosi nas do ameryki lat 70. i mimo trudnego i potrzebnego tematu sprawia, że chociaż trochę jest nam lepiej. Tak tylko trochę.

„Osądzeni przez media” Netflix

Media lubią dramaty. Chciałam napisać dramy, ale jest to zbyt poważna rzecz, by można sobie z niej żartować ? Odcinki, choć jest ich naprawdę niewiele, poświęcone są sprawom, na które wpływały reakcje ludzi oraz mediów. Począwszy od sprawy z lat 90., kiedy do znanego w Ameryce programu zgłosił się mężczyzna chcący wyznać sympatie swojemu przyjacielowi, na żywo. Nie wyszedł na tym dobrze, bo parę dni później wyniesiono go z własnego domu nogami do przodu. „Osądzeni przez media” są doskonałym przykładem tego, że nie pojawienie się internetu wywołało w ludziach taką burzę, chęć wyrażenia swojego zdania, ale media szeroko pojęte; czy to radio, czy telewizja. Opisane sprawy są wstrząsające, wyroki różne, a w głowie pozostaje tylko myśl, quo vadis, świecie?

„Too hot to handle”, Netflix

Minuta ciszy dla każdego, kto poświęcił choćby jeden dzień na obejrzenie tego programu. Nie czarujmy się, nie jest to nic górnolotnego. Do jednego domu na rajskiej wyspie zostają sprowadzeni… najprzystojniejsi, najseksowniejsi uczestnicy oraz uczestniczki. Myślą, że będą po prostu odpoczywać w swoim towarzystwie, ale dość szybko okazuje się, że… chcieliby! Otóż: mają zakaz dotykania się, całowania, uprawiania seksu oraz innych pieszczot mających rozbudzić w nich pożądanie. Złamanie którejś z wymienionych zasad skutkuje obcięciem nagrody pieniężnej, a że nikt nie wie, ile co kosztuje… Jest głupio, żenująco, a także i śmiesznie. W końcu człowiek musi sobie odpocząć od otaczającego nas świata. Zbyt seksowni, żeby to udźwignąć przełożyłabym na zbyt głupi, aby oglądać to na trzeźwo.

„Selling sunset”, Netflix

Zobaczyłam właśnie w google że „Selling sunset” zakwalifikowane jest jako reality show i nie do końca wiem, czemu. Niemniej – jest sobie w LA agencja zajmująca się sprzedawaniem wielkich posiadłości na wzgórzach Beverly Hills. Założona przez dwóch braci (nie wiem, czy przypadkiem nie są to bliźniacy), z najpiękniejszymi agentkami nieruchomości w całej Ameryce. Szczupłe blondynki niby sprzedają domy, chodząc w niebotycznie wysokich butach, na widok których robi mi się słabo, a tak naprawdę licytują się, kto ma lepszego, przystojniejszego faceta. Albo, która z nich sprzedała droższy dom, albo która najgłębiej wpycha nos w nie swoje sprawy. Dziewczyny są przykładem na to, że nie trzeba cofać się do gimnazjum, żeby pośmiać się z tego jak to nie umiemy ze sobą rozmawiać i rozwiązywać konfliktów. Plusy? Ładne domy, piękne ciuchy, a w sumie i kilka fajnych bohaterów, do których można zapałać sympatią. Polubiłam Mary, oraz żonę aktora z „This is us”, która ma jakieś dziwne imię. Dwa sezony połknęłam w kilka dni, a już w sierpniu i kolejny.

Powroty

W ostatnich miesiącach powróciło z nowymi sezonami kilka fajnych seriali. Najpierw wspomnę o „Dead to me” (pisałam o nim tutaj). Wiele opinii w internecie wskazuje, że drugi sezon jest o wiele gorszy od pierwszego, ale sama mam odmienną opinię. Rzadko zdarza się bowiem, aby coś dorównało pierwszej odsłonie, dlatego podeszłam do niego bez większych oczekiwań. Intryga, jaką zakończył się poprzedni sezon, nadała tempa temu. Życia bohaterek „trochę” się pokomplikowały, a jako że nie ma nic lepszego od wyjścia z kłopotów wprowadzając się w inne… Dużo się działo, a cliffhanger z ostatniego odcinka? Dawajcie mi już kolejny sezon.

Z kolejnym sezonem wróciło również Queer Eye, i nie wiedziałam, do momentu wciśnięcia play, jak brakowało mi Fab5. Chłopaki znowu odmienili dziesięć bohaterów, z których każdy był tak wyjątkowy… że brakuje mi słów, by to opisać. Był i ksiądz, homoseksualista niemogący poukładać sobie rzeczy w głowie, młoda pani doktor a nawet i mama rodziny, która w końcu zaczęła dbać i o siebie. W obecnym czasie, „Queer eye” to idealny program. Taki, który rozgrzewa serca, wychyla usta w uśmiechu i trochę poprawia zszargane nerwy.

Sezon „The good fight” został skrócony zaledwie do siedmiu odcinków z powodu pandemii. Jest to oczywiście o wiele za mało, jednak jak zwykle dostaliśmy pierwszorzędne aktorstwo, historie nawiązujące do obecnej rzeczywistości w Stanach Zjednoczonych, a nawet i o Epsteinie, co (przynajmniej mnie) zachęciło do zagłębienia się w historię. Serial, który powróci dopiero chyba w przyszłym roku idealnie kontynuuje misję „The good wife” bardziej stawiając na prawo, a nie historie dziejące się gdzieś w tle. Bardzo lubię.

Obejrzałam również drugi sezon „Pięciu pierwszych randek” (pisałam o tym tutaj) i co więcej powiedzieć oprócz tego, że jest to przyjemny, za krótki zapychacz czasu? Chyba nic więcej ?

Zobacz także