Wzgórze Psów // Jakub Żulczyk


„Ludzie skupiają się przy sobie, bo myślą, że będą w ten sposób się bronić, dbać o swoje interesy. Ale i tak w krytycznych momentach będą się rozszarpywać, zabijać, spychać nawzajem w przepaść.”


Co to była za książka. Co prawda miałam plan na dzisiaj, że napiszę o czym innym, ale wracając do domu otworzyłam Kindla, przeczytałam końcówkę „Wzgórza psów” i zdziwienie, szok, to wszystko tak bardzo się skumulowało, że jak (prawie) tylko dorwałam do laptopa to pomyślałam: muszę to szybko zapisać, to, co myślę, póki nie uleci, póki jeszcze to zakończenie jakoś mnie dotyka, wywołuje jakieś emocje, po prostu.
Weszłam na LubimyCzytać by zobaczyć opis książki, jakiś sensowny niż to, co siedzi mi w głowie. Nie dowiedziałam się jednak zbyt wiele. Thriller, kara, zło. To tak w wielkim skrócie. Nie oddaje to bowiem nawet jednego procenta z tego, co się na kartach „powieści” wydarzyło. A wydarzyło się, jakby to powiedzieć, żeby nie zabrzmiało banalnie, tanio, w s z y s t k o.

„Ty wciąż myślisz o tej dziewczynie. To był twój koniec świata i dziwisz się, że stało się coś takiego, a domy wciąż stoją, ludzie wciąż żyją”.


Mikołaj, wraz ze swoją żoną Justyną wracają do jego domu rodzinnego, z różnych przyczyn, głównie finansowych. Nie mają co robić, wracają do Zyborka, Zyborka, z którego przed laty Mikołaj uciekał, o którym chciał zapomnieć, ale wraca, musi, nie może inaczej. Na chwilę, powtarza, na jakiś czas, mówi, próbując przekonać sam siebie. Ten ich powrót nie zwiastuje niczego dobrego, i choć mówią wszystkim wkoło, że jest okej, nie jest, nie było i już nigdy nie będzie. Główny bohater daje się wplątać, a może z drugiej strony nie wplątać, po prostu znajduje się w samym środku wydarzeń mających swoje korzenie w młodości; czas leci, nie leczy ran ani niczego nie zmienia. I o tym dosadnie przekonuje się nie tylko Mikołaj, który wciąż pamięta, ale wszyscy inni którzy pamiętają i muszą w końcu coś z tym zrobić.
Pamiętam, że po lekturze „Ślepnąc od świateł” byłam zdania, że nie przeczytam już nic równie dobrego. Że nic w takim stopniu mnie nie zaskoczy, nie wywrze takiego wrażenia, że już nie dam się tak b a r d z o zaskoczyć. Co nie. Tak myślałam, ale później sięgnęłam po Wzgórze Psów choć nie planowałam, później, miałam odwlec, ale premiera, szumna premiera, dobre opinie i podroż, w którą wyruszałam i w trakcie której chciałam  c o ś czytać. Jedynym błędem jest to, że ta książka nie nadaje się do czytania w miejscach publicznych, bo człowiek musi wsiąknąć, wejść w to, całym sobą, no chyba, że jesteście gotowi przejeżdżać przystanki.

„Zybork spływał w ciemność, ściekał w nią jak czarny klej, ciągnąca się guma z wrzuconej do ogniska opony. Nikt tego nie czuł, a jednocześnie wszyscy to czuli.”


Wzgórze Psów przepełnione jest złem. Zybork jest przepełniony złem, ciemnością, wrogością i taką niezgodą na to, co się dzieje. Jest przeszłością, która nadal we wszystkich siedzi, wydarzeniami, które nadal wywołują emocje, teraźniejszością, która mogłaby wyglądać inaczej gdyby…  Gdybanie jednak nie pomaga, i bohaterowie to wiedzą, i na swój sposób sami chcą dowieść sprawiedliwości. Bo ta ciemność ich otacza,  oni nią przesiąkają, tym złem, losem, który na nich zrzucono, tą ostatecznością, do której są wszyscy gotowi, bo nie mogą sobie z tym poradzić.
Po „Ślepnąc od świateł” byłam pewna, że niczego równie dobrego nie przeczytam. Przeczytałam. Nie mogę się otrząsnąć, zapomnieć, zdać sobie z tego sprawy. Ale to nie jest książka dla wszystkich, to zło, ciemność, brzydkie słowa, to nie nadaje się dla tych, którzy będą później narzekać na brutalność, na realizm, na wszystko. Nie czytajcie, jeśli styl pana Żulczyka Wam się nie podoba i nie czytajcie, jeśli później macie mówić, że co to było, że jak to tak, że nie.

Reszcie gorąco polecam, bo to książka jest, którą trzeba przeczytać; nawet jeśli czytana po trochu, po rozdziale, po stronie. Może i trzeba tak. Jak przeczytaliście już, to powiedzcie, że też jak ja w to nie wierzycie, a w to zakończenie to już szczególnie. Bo ja chciałabym nie wierzyć, ale…  

Zobacz także