Trzy książki, które MUSISZ przeczytać

Żyjemy w dziwnych i na pewien sposób niebezpiecznych czasach. Prawami kobiet żonglują starsi mężczyźni pod krawatem, ci młodsi zaś usilnie próbują wytłumaczyć nam świat, bo przecież na pewno źle go odbieramy. Dlatego przychodzę dzisiaj z trzema książkami, które KAŻDY, nie tylko kobieta, powinien przeczytać. A później pomyśleć, czy rzeczywiście twój głos w całej dyskusji jest tak konieczny.

„Niewidzialne kobiety”

Toalet męskich jest więcej, od tych kobiecych. Poza tym, są bardziej powszechne. Z damskiej może skorzystać każdy; w męskiej zaś są tylko pisuary. Toaletowe ubóstwo. To kobiety mają większą szansę na zdobycie pracy w filharmonii, gdy przesłuchania odbywają się „w ciemno” i nikt nie wie, że nie są mężczyznami. Inaczej jury by je odrzuciło. Od wprowadzenia tych przesłuchań, liczba kobiet w filharmonii podwoiła się. Również i komunikacja męska jest dopasowana… albo właśnie nie, do mężczyzn. Bo ci w gruncie rzeczy jeżdżą do pracy samochodami, a całym domowym rozgardiaszem, zakupami i opieką nad starszymi członkami rodzin zajmują się kobiety. Poruszające się niedopasowaną do ich potrzeb komunikacją miejską, częściowo źle rozplanowaną, ale i niewygodną. Wysokie progi utrudniają wejście z wózkiem, a oddalenie przystanków od miejsc zamieszkania zmuszają je do większych „spacerów”. To tylko kilka przykładów z książki, które mną wstrząsnęły. Nie są najstraszniejsze, ani najbardziej niepokojące. „Niewidzialne kobiety” rzeczywiście pokazują, że jesteśmy niewidzialne w świecie zdominowanym przez mężczyzn. W dziedzinach, o których nie miałam pojęcia, a po jej przeczytaniu sama to dostrzegam. I jeszcze więcej. I czuję się z tym gorzej, zdając sobie sprawę z nierówności, niesprawiedliwości i zuchwałości tych, którym się wydaje, że mają gorzej. Nie tylko Polska nie jest krajem dla kobiet. Świat nie jest miejscem dla kobiet i chyba jeszcze długo nie będzie.


„Czarownice. Niezwyciężona siła kobiet” Mona Chollet


Bardzo dziwnym zbiegiem okoliczności jest ten, w którym okazuje się, że mit czarownicy narodził się, zbiegł w czasie, z momentem wynalezienia druku. Palenie czarownic na stosie zaś okazało się idealną wymówką dla mężów, którzy chcieli pozbyć się swoich żon. Przecież nie musiały być tymi wiedźmami rzeczywiście. To był świat wygodny dla mężczyzn, którzy w ten sposób mogli pozbyć się nie tylko żon, ale i kochanek, bądź tych które chciałyby dokonać na nich zemsty. Eliminacja przeciwnika. Mimo że żyjemy w XXI wieku, wciąż domyślną rolą kobiety powinna być rola matki, żony oraz kucharki. Nic się nie zmieniło od czasu palenia kobiet na stosie. „Odmowa samopoświęcenia albo chęć realizowania własnych celów niechybnie ściąga na nas jednak potępienie”, jak pisze autorka w swojej książce. Mówi wiele ciekawych rzeczy, a ja pisząc to, zerkam do swojego notesu. Dużo poświęca uwagi roli kobiety we współczesności, choćby przez pryzmat roli, w jakiej widzą ją inni. „Najmocniejszym” zdaniem, które mną wstrząsnęło, ale i wbiło w ziemię – „nie lubimy przyznawać się do tego, że traktujemy kobiety przede wszystkim jako reproduktorki”. „Czarownice. Niezwyciężona siła kobiet” pokazuje traktowanie kobiet od czasów czarownic, aż po XXI wiek w którym nadal ocenia się je przez pryzmat ról, które poszły z duchem czasu. A przynajmniej powinny.


„Pro. Odzyskajmy prawo do aborcji”


W rzeczywistości aborcja jest nieodłączną częścią bycia matką i dbania o dobro dzieci, ponieważ nieodłączną częścią dbania o dobro dzieci jest wiedza, kiedy ich lepiej nie rodzić.

Myślałam, że nic mnie już nie zdenerwuje, że nie dam się tak łatwo podejść. Gdyby nie fakt, że czytałam tę książkę po to, by wziąć udział w live u @lady pasztet, pewnie bym ją odłożyła. Nie dlatego, że jest zła. Dlatego, że jest smutna, momentami zbyt prawdziwa, i… smutna. Kolejna autorka i kolejna książka o nierównościach w byciu kobietą. Że gdyby ministranci zachodzili w ciążę, aborcja stałaby się sakramentem. Ale nie dla kobiet, oczywiście, bo dla nich ciąża ma być karą za seks. Który, uwaga, można uprawiać dla przyjemności, a nie tylko w celach prokreacyjnych.


Autorka przytacza również ważną sprawę Roe v. Wade, na mocy której w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku, Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych uznał aborcję legalną przez cały okres ciąży, dając jednak stanom możliwość wprowadzenia regulacji ograniczających możliwość jej dokonania w drugim/trzecim trymestrze. Według sądu, każda kobieta ma prawo do dokonania aborcji, a wynika to z prawa do prywatności, wolności, które gwarantuje 14. Poprawka do konstytucji. Przełomowa wówczas decyzja nie wprowadziła jednak równości, bo wciąż w pewnych stanach jeśli chce się dokonać aborcji, trzeba dużo zapłacić. Albo wybrać się w daleką (kosztowną) podróż bez gwarancji, że się uda. Lady Pasztet w trakcie lajwa wspomniała o czymś takim jak „pustynie aborcyjne”, odnosząc się właśnie do konieczności podróżowania po całych Stanach.
Jak bumerang wraca w trakcie lektury jedna myśl: myśląca i podejmująca samodzielne decyzje kobieta jest niebezpieczna. Zagraża patriarchatowi. Sama decyduje o swoim życiu, ciele, tym z kim i gdzie i kiedy uprawia seks (dla przyjemności) a może nawet i o tym, że nie chce dzieci. Wszystkie kompromisy, za które trzeba dziękować, między kim mają się odbywać? Między matką, która nie może pozwolić sobie na dziecko (choćby z kwestii finansowych) a mężczyzną, który wychodzi do pracy zostawiając żonę z gromadką dzieci? Czy księdzem, który mieć ich nie powinien?


Matkę polkę musi boleć. Czysta mizoginia. Czy mężczyźni musieliby dopłacać za znieczulenie?


Uruchomiłam się, wobec czego kończę swój wywód, zanim dojdę do momentu, w którym będę chciała wszystko skasować.
Wszystkie wymienione wyżej książki są ważne, choćby z perspektywy ostatnich wydarzeń, które przyprawiają mnie o gęsią skórkę. Jeszcze kiedyś będzie o tym w książkach do historii, ciekawe, z jakim zakończeniem.

Zobacz także