Teoria zakalca Dagny Przybyszewskiej // Anna Broda

Główną bohaterką powieści pani Brody (choć nie wiem, czy to odpowiednia odmiana nazwiska) jest Marta, która niby ma przed sobą oszałamiającą karierę, ale tak naprawdę jest pisarką wyszukanych kryminałów (których nikt nie rozumie) a szczycić się może co najwyżej byciem narzeczoną trendsettera i bywalca salonów, Andrew.  To dzięki niemu nosi najdroższe ubrania sławnych projektantów, dzięki niemu błyszczy w świetle fleszy, choć czy naprawdę jej się to podoba?
Mam z tą książką taki problem, że nawet mi się jako całość podobała, historia, problemy, które bohaterowie przeżywali, to wszystko było ze sobą spójne, z siebie wynikało,  ale bywały również momenty, w trakcie których przewijałam kartki, omijałam opisy i miałam chęć odłożyć ją na półkę i już do niej nie wrócić.  
Do historii jako takiej nie mogę się przyczepić. Marta, w splocie mniej lub bardziej nieszczęśliwych wypadków przyjeżdża, a w zasadzie „wraca na chwilę” do Krakowa by uporać się z przeszłością, która daje o sobie znać. Musi zapanować nad niezłym rozgardiaszem, pojawiającymi się co rusz nowymi członkami rodziny jednocześnie nie zapominając o tym, że jest narzeczoną Andrewa, jej życie jest w Warszawie, a z Krakowa to ona chce, ale uciec. Problemy się piętrzą, ona tylko się dołuje, nie ma pomysłu na tą książkę, co to ją niby pisze, Andrew znów zaczyna coś komplikować, a ona ma po prostu serdecznie dosyć.


Wylosuj z tłumu dowolną osobę, następnie zwierz jej się, że pochodzisz z Krakowa. Reakcja zawsze sprowadzi się do kilku odpowiedzi:
1. Musisz bardzo tęsknić
2. Tam żyje się wolniej
3. Nikt nie biega po schodach ruchomych
4. To miasto ma duszę.

Choć w Teorii zakalca Dagny Przybyszewskiej dzieje się dużo – bo nie mogę powiedzieć, że nie, to momentami czułam jakby autorka straciła pomysł, zupełnie wypadło jej z głowy czego dana akcja, dane wydarzenie miało dowieść, i dopisywała coś na szybkiego, byle tylko było. Akcja momentami się ciągnęła, sprawiając że ze zniecierpliwieniem przewijałam strony by zobaczyć co tam się w końcu stało. Nie twierdzę jednak, w tym wszystkim, że to zła książka, bo jak dla mnie to coś nowego, sam pomysł na historię, Kraków, postać Dagny Przybyszewskiej, w jakimś stopniu to wszystko trzyma się kupy, wynika jedno z drugiego, ale naprawdę chwilami czułam jakby to wszystko było ot tak powrzucane i sama autorka była ciekawa jak to tam na końcu w ogólnym rozrachunku będzie wyglądało.

Teoria zakalca Dagny Przybyszewskiej to nie jest, mimo wszystko, książka zła. Autorka, nomen omen, debiutująca, dała z siebie wszystko i w to wierzę. Ale czegoś mi brakło. Jakiegoś efektu „wow” na końcu, zaskoczenia, nie wiem. Książkę czyta się szybko, jeden czy dwa wieczory, czyta się przyjemnie, czasem się śmieje, a czasem wprost przeciwnie, ale czy wróciłabym do niej? Nie jestem pewna…
Egzemplarz otrzymany dzięki uprzejmości wydawnictwa Muza S.A 

Zobacz także