„Tamtego lata na Sycylii” Marlena de Blasi

Chciało mi się powieści niezobowiązującej, ale ciepłej i trzymającej w napięciu zarazem. Czegoś, co sprawi że czas przy niej spędzony na pewno nie będzie zmarnowany, a z mojej twarzy nie będzie schodził uśmiech. Doczekałam się 😉
Sycylia od zawsze kojarzyła mi się z jakąś beztroską i spokojem, spływającym na człowieka nawet przez karty powieści trzymanej w rękach. Na te kilka dni przeniosłam się właśnie tam – w górzyste jej tereny, takie, w których czas jakby się zatrzymał. Właśnie tam, w zupełnym, można powiedzieć, odosobnieniu istnieje Villa Donnafugata, zrzeszająca ze sobą wdowy i wdowców z okolicy. Ci w swoim towarzystwie przyrządzają posiłki, które rozdają później biednym, modlą się, śmieją, rozmawiają ale przede wszystkim – spędzają razem czas.  Główna bohaterka, zarządzająca tym rozgardiaszem, Tosca, opowiada przybyłej tam amerykańskiej dziennikarce, historię swojego życia. Pełną wzlotów, upadków, nieszczęśliwych wydarzeń, uczuć – tych dobrych i niepożądanych, historię swojego dzieciństwa, młodości… Tego, jak znalazła się w tym właśnie miejscu.

„Tamtego lata w Sycylii” to bardzo ciepła, spokojna, pachnąca chlebem, olejkiem pomarańczowym, duszonymi pomidorami i ziołami powieść, która przenosi nas w przepiękne miejsca, opowiada przepiękne historie i sprawia, że jedyne na co się ma ochotę, to na kupno biletu lotniczego, o tak.   
Egzemplarz otrzymany dzięki uprzejmości wydawnictwa Muza


Zobacz także