Autorkę poznałam dwa lata temu przy okazji jej pierwszej książki, „Spadek”. Pamiętam, że zrobiła na mnie duże wrażenie, nawet nie przez samą tematykę książki, a język, jakim się posługiwała.

Byłam więc pewna, że jej kolejna książka, „Song nauczycielki” zrobi na mnie takie samo, jak nawet nie większe wrażenie, bo przecież miałam przykład. Teoretycznie wiedziałam więc, czego mogę się spodziewać. Teoretycznie.

Bohaterką „Songu nauczycielki” jest Lotte Bøk, wykładowczyni historii teatru w Oslo. Kobieta wiedzie w zasadzie dość proste życie: mieszka w małym domku, uczy historii o teatrze i przede wszystkim za bardzo wżywa się w to, co robi myśląc, że jej studenci są równie zaangażowani. Świat kobiety zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni w momencie, gdy jeden ze studentów prosi ją o udział w filmie zaliczeniowym, który porusza temat związków między życiem prywatnym a zawodowym pracowników Wyższej Szkoły Sztuki.

Wówczas świat kobiety się zmienia. Mogę jednocześnie pokusić się o stwierdzenie, że do tego momentu rozumiałam książkę; dopóki była opowieść o życiu kobiety, jej przeszłości, problemach, lękach i małych radościach. Kiedy bohaterka wciela się w bohaterkę filmu swojego studenta, zaczyna zachowywać się racjonalnie – jak nie ona. Płacze, unosi się na zajęciach, za bardzo wczuwa się w czytane sztuki. Nikt jej nie rozumie, momentami – nawet ona sama.

Czasem odnoszę takie wrażenie, że nie rozumiem książek, nad którymi zachwycają się inni. Skusiłam się na przeczytanie kilku recenzji o „Songu nauczycielki” i czytając, jak inni pięknie się o niej wyrażają, we własnej głowie poczułam… pustkę. Bo co prawda podobał mi się język autorki (ale to również po części zasługa tłumacza), nie nudziłam się, w trakcie czytania, ale chyba gdzieś po drodze zgubiłam sens, jaki ze sobą ta powieść niosła. Bo dla mnie Lotte momentami, kiedy popadała w swoje histerie, była nie do zniesienia. Zachowywała się jak nastolatka niesiona emocjami, których nie potrafi jeszcze nazwać. A miała prawie sześćdziesiąt lat!

Choć z całych sił próbowałam doszukać się jakiejś małej cząsteczki, która by mnie poruszyła, która zmieniłaby mój świat na lepsze, nie udało mi się. Bardzo cenię autorkę za „Spadek”, ta z kolei książka stanowi dla mnie wyzwanie. Może sięgnę za nią za kilka lat i mój odbiór będzie zupełnie inny. Na razie jest mi ogromnie przykro, że tak się rozczarowałam.

Zobacz także