Otrzymałam niedawno książkę. Niedawno – gdzieś w trakcie sesji ale wiadomo, priorytety. Na szczęście ten etap już za mną, spokój przynajmniej do stycznia – lutego. Wzięłam się więc za tę książkę, i tak czytałam, czytałam, doszłam do może 115 strony i zdałam sobie sprawę, że ja już to….
Jakoś rok temu, chyba, też w trakcie wakacji otrzymałam „Śliski interes” Ryszarda Ćwirleja. Zaczęłam czytać, podekscytowana, bo bardzo spodobał mi się opis na okładce. Dałam jej szansę, jednak też po kilkudziesięciu stronach odpadłam. I zapomniałam o tym, dlatego też domyślam się, że nieświadomie, zdecydowałam się zrecenzować kolejną powieść pana Ćwirleja.
W sumie dzięki temu zdałam sobie sprawę, że już więcej po książki tego pana nie sięgnę –nie dlatego, że są jakieś złe, tragiczne czy nie da się ich czytać. Historie osadzone w latach osiemdziesiątych, bohaterowie, inny język czy może styl samego autora – to wszystko jakoś mi nie podeszło. I na tyle, na ile byłam ciekawa rozwiązań tych „spraw”, które wyjątkowo długo się ciągnęły, w trakcie śledzenia których w zasadzie nic się nie wydarzało, a ja przerzucałam stronę za stroną by dowiedzieć się czegoś, a tu się okazywało że nadal mówimy o butelkach wódki schowanych w barku („nie takim barku jak mają wszyscy”) czy o tym, że ten oto właśnie nie chce nowego munduru bo po co, na tyle nie byłam tego dalej w stanie czytać.
Co mimo wszystko nadal mnie smuci, bo z opisów książek wydawało mi się, że będą one – bez względu na czas dziejących się wydarzeń – jakoś ciekawe.
Wciąż jednak zaznaczam, że to że mi akurat książki tego pana nie podeszły, to wcale nie znaczy, że są one złe, czy nie warto ich czytać. Sądzę nawet, że warto, bo na pewno znajdą się osoby, którym styl pana Ćwirleja akurat podejdzie i lekturą będą oczarowani. Ja nie byłam, dlatego też obie książki odłożyłam na regał nieprzeczytane.
A może ktoś z Was już czytał „Śliski interes” albo „Milczenie jest srebrem”?