Są tacy autorzy, których książek nie wypada nie znać. Co prawda staram się przed nimi bronić- nie ma przecież niczego gorszego od tej wielkiej nadziei, że oto ta właśnie książka zmieni w końcu coś w moim życiu, a później wielkiego zawodu, że hej, to nie jest jednak takie świetne i czy problem leży w moim (złym) guście czy może rzeczywiście z tym autorem jest coś nie tak. Z takim uczuciem podchodziłam do „Rdzy”, pełna obaw co do tego, jakie wrażenie zrobi na mnie  ta lektura.
W lecie 2002 roku Szymon ma siedem lat. Układa monety na torach, czekając aż jego rodzice przyjadą z Wielkiego Miasta. Tyle, że nie przyjeżdżają, a jego życie już nigdy nie będzie takie samo. Jest małym chłopcem, którego życie w jednej sekundzie rozpada się na milion kawałków. Wszystko to, co do tej pory znał, co do tej pory go otaczało – to już przeszłość. Musi odnaleźć się w nowej, innej, trudnej, rzeczywistości. Na równi z historią małego chłopczyka, który na przestrzeni książki dorasta, tak samo jak dorastają jego młodzieńcze problemy, poznajemy historię jego babci, Tośki, która przed laty wyruszyła w podróż, przed konsekwencjami której musiała prędzej czy później stanąć.

Od tamtej pory było tylko gorzej.
To znaczy lepiej.
Czyli gorzej.
Było mu smutno, wesoło i nijak, czuł się głodny, ale nie chciało mu się jeść, miał dużo energii i najchętniej by leżał. Czasami próbował o czymś myśleć i nie mógł. Czasami wpadał na pomysł, że coś zrobi, i nie robił. Najczęściej czuł się tak, jakby ktoś mu wyłączył prąd w głowie.

Obawiam się, że  nie jestem w stanie powiedzieć, czy „Rdza” spełniła moje oczekiwania czy nie. Możliwe, że spodziewałam się większego efektu „woooow”, który towarzyszyłby mi pod koniec książki (choć przyznaje, że sposób jej zakończenia to jedno wielkie agrrrr!), niemniej jednak opowiadana przez autora historia trzyma w napięciu, nie jest przewidywalna, czego się trochę obawiałam, przede wszystkim jest do bólu prawdziwa, obfita w prawdziwe historie prawdziwych ludzi, problemy, z którymi często nie idzie wygrać, które spadają na nas „z góry”, jest trochę o niepogodzeniu się z tym koszmarnym losem, o tym, że zycie czasem jest piękne, a w końcu – że dziecińtwo jednak rzutuje na to, jak później się zachowujemy i jak wyglądają nasze życia.

Myślałam, że będzie wybitnie, przesadnie, albo karykaturalnie. Nic z tego się nie sprawdziło. „Rdza”, chociaż nie powala może na kolana, jest bardzo fajną książką, która jednak trochę smuci, przez co nie pozostajemy wobec niej obojętni. Z chęcią sięgnę po inne książki pana Jakuba ?

Zobacz także