Kiedy zaczęłam czytać tą książkę, na Instastories któraś z obserwowanych przeze mnie osób napisała, że gdzieś do połowy w „Dziecku” wieje nudą, a później się rozkręca i od tego mniej-więcej środka jest jakiś rollercoaster. Przyznam, że trochę się tego obawiałam, czy jednak nie zdecydowałam się na przeczytanie tej książki zbyt pochopnie. Moje wątpliwości szybko zostały rozwiane.
Grupa robotników zaczyna rozbiór szopy, kiedy na budowie dochodzi do makabrycznego odkrycia – kości, należących do niemowlęcia, które kiedyś zostało tu zakopane. Na trop „wykopaliska” szybko wpada pierwsza z bohaterek książki, Kate, dziennikarka kryminalna która na własną rękę postanawia dowiedzieć się, kim było to dziecko i o co tu w ogóle chodzi. Dziennikarka dość szybko znajduje dwie inne kobiety, które mogły być powiązane z dzieckiem, i jeśli wydaje się Wam, że to jest chaos, to co Wy wiecie. To dopiero początek ? Dla Kate jest to w pewien sposób zaspokojenie swojej dziennikarskiej ciekawości, dla dwóch kobiet – to powrót do przeszłości, tej czarnej, smutnej i takiej, którą chciałoby się wymazać z pamięci. Bohaterki muszą stawić czoła swoim lękom, tragediom odsuwanym w najdalszy kąt głowy, muszą od nowa ułożyć swoje życia. Bieg historii nie będzie im pomagał, tak samo jak coraz to nowe wychodzące na jaw fakty, które tylko bardziej namieszają. Jakie będzie rozwiązanie? Kim było owe tytułowe „Dziecko”? Musicie to przeczytać ?
Trochę martwiłam się, czy to, że historia opowiadana jest z trzech perspektyw, czy to nie będzie wprowadzało do książki jakiegoś chaosu. Przeskakiwanie między bohaterkami, narracjami, punktami widzenia – niekiedy od takiego czegoś idzie dostać fisia. W tym wypadku muszę autorce przyznać rację – to był bardzo dobry zabieg, który z pewnością wpłynął na mój odbiór opowieści. Nie tylko mogłam wczuć się w poszczególnych bohaterów, ale dzięki temu udało mi się wyrobić na temat tej tragedii własną opinię posiłkowaną kilkoma innymi punktami widzenia, które co rusz, co stronę, odkrywały przede mną nowe karty. To było super.
Dużo za mną kryminałów, które po kilkunastu stronach zaczynały nużyć. W których przewracałam strony szybko-szybko by już skończyć, albo by dowiedzieć się, kto u licha zabił, bo ci śledczy to się tak ślimaczą, jakby robili a nie mogli. W „Dziecku” tego nie macie. Od razu zostajemy wprowadzeni w wir tragedii, wir wypowiedzianych słów albo myśli, które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego. Jedno wydarzenie wynikało z poprzedniego, miało na siebie wpływ i razem stanowiło coś wspólnego. Bohaterki, każda w pewien sposób niepogodzona ze swoim dotychczasowym życiem, każda z nich przeżywająca jakieś małe końce świata, każda ukryta w swoich bezpiecznych czterech ścianach i każda zmuszona do tego, by odkryć te karty swojej przeszłości, które najchętniej byłyby wymazane z pamięci. Aż w końcu zakończenie, rozwiązanie zagadki ciała dziecka, które tak mną wstrząsnęło, że przez kilka chwil po odłożeniu książki siedziałam i milczałam i myślałam COOOOOOOO? A musze przyznać, że dawno żadna książka z takim uczuciem mnie nie zostawiła. Dawno nie czytałam tak dobrego, nie wiem, thrillera, kryminału, który wraz z upływem stron wywoływał by u mnie takie uczucia. Współczucie, szok i oszołomienie kiedy kolejne rzeczy wychodziły na jaw, a śledztwo albo robiło trzy kroki do przodu, albo pięć do tyłu. Autentyczność opisywanych zdarzeń, ta narracja która sprawiała, że człowiek czuł się jakby tam był, siedział u którejś z pań na kanapie i przysłuchiwał się tym wszystkim rozmowom. To wszystko tu było.
Nie umiem i nie lubię polecać ani chwalić tak książek, które przeczytałam bo wiem, że mogę brzmieć nieobiektywnie i sztucznie, bo ileż można czytać same dobre książki. Codziennie zadaję sobie to pytanie i boję się, że w końcu trafię na jakiegoś gniota. „Dziecko” z pewnością obok gniota nawet nie stało, i jeśli nie macie innych planów na Walentynki – wtedy premiera – lećcie pędem do księgarni i zróbcie sobie miły prezent. Nie będziecie żałować ?
Premiera książki: 14 luty 2018
Za egzemplarz przedpremierowy książki dziękuję