PRZEDPREMIEROWO Całe życie // Robert Seethaler

Powiedzieć, że „Całe życie” to książka specyficzna, to jakby nie powiedzieć słowa. Choć tych już przeczytałam w swoim życiu dużo, po raz pierwszy trafiłam na taką drobinkę (bo ledwie ponad dwieście stron), która wywołała na mnie takie wrażenie. Opowiadana przez autora historia nie porywa, akcja nie biegnie na łeb na szyję, a bohaterowie raczej nas w sobie nie rozkochują. A jednak jakimś dziwnym sposobem, jak człowiek zacznie czytać, tak nie może przestać.

Duszę i kości, i ducha, i wszystko, w co wierzył i czego przez całe życie się trzymał. Wszystko przeżre w człowieku ten wieczny ziąb.

Bohaterem „Całego życia” jest zwykły, szary człowiek wiodący tak samo – odważę się – nudne życie jak większość z nas. Jest pracownikiem fizycznym, mieszka w sercu austriackich Alp a od życia wymaga jedynie tyle, ile może dostać. Może dlatego, że jego życie od maleńkości nie było usłane różami. Trudne dzieciństwo, ciężka młodość, nieszczęśliwe sploty wydarzeń, mniejsze i większe wypadki – nic, co się wydarzyło w jego życiu nie sprawiło jednak,  że chciał się poddać. Chciał żyć dobrze z naturą, dobrze z innymi ludźmi, nie chciał nikomu wadzić. Mimo wielu strat, tragedii, doszedł do miejsca w którym nie mógł powiedzieć, że czegoś żałuje. Takim był człowiekiem. I właśnie taką historię – z jednej strony trochę pogodną, trzymającą w nadziei, z drugiej zaś smutną i tak, jak w zacytowanym fragmencie, wiecznie zziębniętąprzytacza nam autor. Na niespełna dwustu stronach, co, jak wzięłam swój egzemplarz do ręki, to trochę mnie przeraziło.
Nic to jednak grubość książki czy brak wątłej i pędzącej akcji. Historia, jaka by nie była, broni się sama bo w końcu opowiada o człowieku równemu nam. Z takimi samymi potrzebami, rozterkami, tęsknotami i problemami. Choć nic nie wnosi do naszych żyć, choć niczego nie zmienia, choć pod koniec brak efektu WOW, który to zazwyczaj w tych momentach występuje, „Całe życie” to wciąż dobra książka, przy której można mile spędzić czas. Potrzymać kciuki za Andreasa, dopingować go w jego wyborach, a kiedy przyjdzie – wspierać w trudzie życia. Piękna, smutna, zziębniętaale i do bólu prawdziwa. Historia zwykłego człowieka, Andreasa Eggera.

Przedpremierowy egzemplarz recenzencki otrzymany dzięki uprzejmości

Zobacz także