Przeczytałam w listopadzie

Taki był listopad, i niczego nie żałuję. No, może jednej lektury, jakiej – dowiecie się niżej, ale przynajmniej wiem, czego już nie przeczytam. 10 książek, sama jestem pod wrażeniem!!

Zamiana, Beth O’Leary Babcia z wnuczką zamieniają się miejscami – babcia wyfruwa do Londynu, do mieszkania swojej wnuczki, kiedy ona przyjeżdża do miejscowości, w której dorastała i domu babci, którym będzie się opiekowała pod jej nieobecność. Obie kobiety potrzebowały zmiany, a przecież co złego się może wydarzyć? 🙂 Od pierwszej strony „The switch” ma się wrażenie, jak to wszystko się skończy, jednak historia jak i same bohaterki sprawiają, że to zakończenie jakkolwiek przewidywalne by było, po prostu im się należy 🙂  Postać babci jest cudowna, i bardzo żałuję, że przeczytałam tę książkę tak szybko 🙂

Opowiem Ci o zbrodni Mam wrażenie, że ta część (już czwarta) była pisana na siłę. Ani sprawy nie były jakieś „błyskotliwe” (chociaż może nie o to tu chodzi), wywiad Chmielarza z profilerem… zupełnie nie widzę jego sensu, a już w ogóle obecność wśród autorów Grocholi… No nie przypadła mi do gustu.

W tym domu straszę, Kaja Herman Iskra, główna bohaterka książki, jest studentką psychologii, która w ramach trzymiesięcznych wakacji przeprowadza się do swojej babci. Starsza pani przeszła niedawno zawał, a wnuczka, troskliwie, chce się nią zająć. Eleonora, babcia, jest jednak konkretną kobietą, której w nie smak to, żeby ktoś się nią opiekował. Przecież nic jej nie jest! Dlatego postanawia uknuć całą intrygę, aby odzyskać wolność. Byłam pewna, że mi się ta książka nie spodoba, a jednak Kaja Herman stworzyła taki wspaniały, ciepły świat oraz bohaterów, których nie da się nie lubić (chociaż oni się bardzo o to starają, a najbardziej babcia Eleonora). Dlatego przez całą powieść połknęłam w dwa dni, i już nie mogę doczekać się kolejnej części (spoiler alert: będzie drugi tom!)

Wiosna, Lato, Anna Kańtoch // Główna bohaterka, Krystyna, ma ponad 70 lat i jest byłą policjantką. Chcąc nie chcąc (chociaż bardziej chyba chcąc) wplątuje się w sprawę kryminalną. Co lepiej, z dwóch stron, bo niby jest na miejscu zdarzenia zanim ktokolwiek o tym wie, a z drugiej bierze udział w śledztwie, jako że została zaproszona do współpracy przez byłych kolegów z pracy. I tak sobie cichaczem działa na dwie strony, wplątując się w intrygę coraz bardziej i bardziej, do momentu w którym wydaje się, że zaraz wszystko jebnie. Czy i jak to się stało, nie powiem. W przypadkach obu książek, śledztwo rozwija się powoli, przyspiesza, dzieje się dużo rzeczy na raz po to, by za chwilę wszystko raz po raz się rozwiązywało. Nawet w momentach przesycenia, kiedy można mieć wrażenie że nie nadążą się za bohaterami i fabułą, ci pierwsi porywają serce. Są normalni, mają problemy i wady, i dzięki temu zyskują sympatię. Chcę kolejną część, ASAP, zważywszy, że jeden trop z jednej i drugiej książki wciąż pozostaje niewyjaśniony (ale nie będę mówić, o co chodzi, by nikomu z Was nie zaspoilerować)

Tajemnica wzgórza trzech dębów Czytałam do tej pory parę książek pana Borlika, i przyrzekam ze wszystkie mi się mniej czy bardziej podobały. Niestety nie ta.  Mogę dużo wymieniać, co było nie tak, na przykład przeintelektualizowanie języka bohaterów. Mogę wybaczyć to bohaterom, tej głównej zamożnej rodzinie w której wydarza się tragedia. Może faktycznie się tak porozumiewają, może faktycznie w ich kręgach używa się takiego wydumanego języka. Nie uwierzę jednak, że wyraża się tak były policjant, domorosły detektyw który na zlecenie męża, obserwuje jego żonę z kochankiem. No nie. Plus dochodzi zagmatwana na siłę historia, i zakończenie które jest przewidywalne, i wpadłam na nie już po kilkunastu procentach. Byłam jednak ciekawa jak się skończy i zamiast DNF’a przeczytałam ostatni podział żeby wszystko sobie ułożyć w głowie.

Informacja zwrotna Marcin Kania jest alkoholikiem, który spadł z wysokiego C swojej kariery, do miejsca w którym nienawidzi go cala rodzina, pije bo nic innego mu nie zostało, a na domiar złego okazuje się że zaginął jego syn a on  był ostatnią osobą, która go widziała. Niestety był również pijany w sztorc, dlatego niczego nie pamięta. I w tym momencie zaczyna się jego historia. Od miesiąca próbuję o niej napisać coś więcej niż opis pod zdjęciem na instagramie, jednak trudno ubrać mi myśli w słowa. Tak jak pozostałe książki autorstwa Jakuba Żulczyka, i ta dotyka takich tematów, takich strun w ciele, że czytanie jej jednocześnie jest przyjemnością, ale jednocześnie przygniata cię, opłata swoimi mackami, i nie wychodzi z głowy przez bardzo długo. Oto bowiem bohater sięga dna, i możnaby się spodziewać, że to jest moment, który go otrzeźwi. Bo tak przede wszystkim dzieje się w filmach. Marcin Kania jednak jest inny, on chce od życia więcej, życie go zawodzi, ludzie go zawodzą, sam jest śmieciem, nic mu się nie należy. A jednak jego historia w „Informacji zwrotnej” nie jest taka jednoznaczna. Bo szukając syna, wylewa na wierzch wiele traum, sytuacji które go zmiotły, które go pokonały. Analizuje przed czytelnikiem swoje życie, kolejne porażki, przegapione szanse, złe decyzje i alkohol który jest chyba jego jedynym prawdziwym towarzyszem, który nigdy go nie opuszcza. Szukanie syna jest jednocześnie główną osią historii ale także tłem do wszystkiego, co rozgrywa się wokół; jest prowokacją do tego by spojrzeć na swoje życie, obejrzeć je, wyciągnąć wnioski i coś z tym w końcu zrobić. Boli i zachwyca, czyli typowo Żulczyk. // PISAŁAM O NIEJ WIĘCEJ TUTAJ

In a holidaze Maelyn Jones nie ma najlepszego czasu; żyje pod jednym dachem z rodzicami, jej praca prowadzi do nikąd, a na domiar złego popełniła wielkie głupstwo, które chciałaby cofnąć. Hmm. Świąteczny wyjazd okazał się niewypałem, nawet jeśli zimowy domek w Utah, w którym Mae spędza święta od urodzenia jest jej miejscem na ziemi. W drodze powrotnej wymawia na głos życzenie „Proszę. Pokaż mi co mnie uszczęśliwi”.  Sekundę później słychać zgrzyt, trzask metalu a następne, co widzi bohaterka, to kabinę samolotu, w którym… leci do Utah. Na święta. Jak złamać pętlę czasową, w którą wpadła? Co musi zrobić aby świat zaczął iść dalej? Niby komedia romantyczna, niby książka świąteczna, a tak naprawdę bardzo przyjemne czytadło, z którym spędziłam dwa wieczory i żałowałam, że tak szybko się skończyło. A z moich ust to naprawdę duży komplement, ponieważ takie książki czytam raz do roku i rzadko mi się podobają. 

Zobaczymy, co przyniesie ze sobą grudzień. Czytaliście coś dobrego w listopadzie? 🙂

Zobacz także