Jeśli myśleliście, że temat minimalizmu i prostoty już się wyczerpał, muszę Was trochę rozczarować – jednak nie! Sama byłam zdania, że ile można mówić o tym samym, skoro w zasadzie wszystkie karty już odkryto ? Nie umiem jednak odmówić pięknie wyglądającej książeczce (tak, książeczce, bo jest malutka i cieniutka, i da się ją pochłonąć w jeden wieczór) i chociaż nie odkryłam dzięki niej niczego nowego, pozwoliła mi ona spojrzeć na pewne sprawy… jakoś trochę inaczej ?
Brooke McAlary w „Prostocie” skupia się głównie na małych rytuałach, które mają sprawić, że poranki staną się lżejsze, a wieczory spokojniejsze. Mówi dużo o tym, że jesteśmy oszołomieni technologią, która nas do siebie podporządkowuje, że w ciągu dnia przyswajamy tyle informacji ile jeszcze 100 lat temu ludzie przyswajali w ciągu całego swojego życia, i że oto jest najwyższa pora i czas, by z tym skończyć. By zacząć żyć spokojniej, prościej, po prostu lepiej i zdrowiej. By to osiągnąć, przedstawia łatwe ćwiczenia, które powoli mają stać się naszymi rytuałami, proponuje od czego zacząć przechodzenie na dobrą stronę mocy, a w tym wszystkim jakby do niczego nie namawia ani nie zmusza, a jedynie przedstawia ścieżkę, którą można podążać, jeśli czuje się, że coś jest jednak w naszym życiu nie tak.
Jeśli czytamy gdziekolwiek o minimalizmie, jest on raczej kojarzony z ideą posiadania mniej. „Prostota” przekonuje nas, że by zacząć mówić o pozbywaniu się rzeczy, warto zacząć od swojego życia – rytuałów, rytmów, które wprowadzą do naszych żyć trochę spokoju, zdrowia i lekkości. Dzięki czemu łatwiej będzie nam zdobywać i porządkować ten zwariowany świat ?
Za egzemplarz książki dziękuję