Skandynawskich kryminałów ciąg dalszy. Tym razem pod ostrzał idzie „Pogromca lwów”, czyli dziewiąta książka z serii o Fjӓllbace autorstwa Camilli Lӓckberg. Kurcze, jak zobaczyłam (dopiero na lubimyczytać!), że to już dziewiąta część z kolei o Erice i Patriku, wydałam z siebie odgłos zdziwienia. Wydawało mi się bowiem, że dopiero co zachwycałam się nad „Księżniczką z lodu”, a tu taki psikus! Czy to już aby na pewno nie starość?
Pamiętacie Erikę? Tą, która wściubia nos zawsze tam, gdzie jej nie chcą i Patrika, który jakoś z nią wytrzymuje? Tak? To dobrze!

Tymczasem Erika znowu pisze książkę. Tym razem o rodzinnej tragedii, w wyniku której zabity zostaje mężczyzna, ‘głowa rodziny’, a jego małżonka skazana za morderstwo siedzi w więzieniu. Nie jest zbyt rozmowna, bo kiedy Erika zadaje jej jakieś konkretne pytania, ta odpowiada wymijająco, albo w ogóle milczy. Koniec końców okazuje się, że kobieta coś ukrywa, a przyszłość (jak to ma w zwyczaju) wpływa na teraźniejszość.
Zawsze, gdy myślę o kryminałach, gdy trzymam je w rękach, jestem pełna szacunku dla autora, który to napisał. Te wszystkie intrygi, wątki wynikające jeden z drugiego, najczęściej odniesienia do przeszłości, spamiętanie imion wszystkich bohaterów, idealne kreacje bohaterów… ja, i moja pamięć pozdrawiamy. Gdy już zdarzało mi się coś napisać, to gdzieś w połowie zapominałam imiona bohaterów, mieszałam fakty, i w ogóle okazywało się, że nic z niczego nie wynika. Także wiecie. Zazdraszczam mocno.
Pani Lӓckberg jak zwykle zachwyca. W sposób idealny łączy dwa wątki, które w pewnym momencie się splatają. Oddaje charakter mroźnej Fjӓllbacki, pokazuje bohaterów, policjantów, takimi, jakimi naprawdę są – po prostu ludźmi. Ze swoimi dobrymi i złymi cechami, z lepszymi i gorszymi dniami. W szczęściu i w nieszczęściu. Z rodziną, czy bez niej.
Pytanie, czy polecam. Ależ oczywiście. Przecież musicie się dowiedzieć kto zabił, prawda? Porzućcie jednak nadzieję – sami na trop TEGO kogoś nie wpadniecie. Próbowałam. Doszczętna porażka. Marny ze mnie Detektyw Monk.