Uwielbiam wypisywać sobie seriale, które chciałabym obejrzeć. Czytam wtedy opisy, oglądam zwiastuny i już wyobrażam sobie siebie siedzącą przed ekranem komputera i zakochującą się w kolejno pojawiających się bohaterach. Prawda jest jednak taka, że z niektórymi serialami tak jak ta przygoda się wtedy zaczyna, tak i kończy. Wynajduję kolejne i kolejne nie oglądając tych pierwszych. Tak kółko się zapętla, bo ciągle szukam niczego nie oglądając. I tak ta lista sobie rośnie. Głównie przez to wpadłam na pomysł #Obejrzajek, czyli cykl postów w których będę pisać… o tych serialach, które – uff – obejrzałam. Albo które próbowałamobejrzeć ale coś mi w nich zgrzytało. Tak pomyślałam, na taki pomysł wpadłam.

Anne with An E

Jedną rzeczą, jakiej się nauczyłam oglądając zwiastuny filmów czy seriali to to, że one kłamią. Zadziwiająco często pokazują najfajniejsze momenty filmu/serialu a później człowiek siada, ogląda i jest „trochę” zawiedziony. Nie w tym wypadku. Anne with An E zachwyca od pierwszej sekundy, i ten stan trwa przez całe siedem odcinków. Bezustannie. Próbuję sklekocić w głowie coś sensownego, ale trudno mi wymyślić cokolwiek. Wybór aktorów co do odgrywanych przez nich ról jest idealny. Temperamentna Ania (Amybeth McNulty), piękna na swój własny sposób. Cudowna, trochę gorzka a jednak kochana Maryla (Geraldine James), Mateusz (R.H. Thompson) który zawsze chce dobrze, który jest jakąś ostoją, no są idealni. Piękna muzyka, widoki, Zielone Wzgórze, w końcu (albo przede wszystkim!!) aktor wcielający się w rolę Gilberta (Lucas Jade Zumann, niedawno się załamałam, bo zobaczyłam, że chłopaczyna ma 16 lat i trochę zakuło mnie w serduszku). Jeżeli czytaliście książki, polecam, ale nawet jeśli tego nie robiliście, to polecam tym bardziej, bo to nie tylko serial o rudowłosej sierocie, która przeżyła w swoim życiu bardzo dużo i w końcu ma nadzieję, że będzie lepiej. Przede wszystkim Anne with an E opowiada o tym jak jeszcze nie tak dawno temu kobieta musiała walczyć o swoje podstawowe prawa, jak bardzo różniło się traktowanie dziewczyn od chłopaków i jak bardzo Ania nie chciała się tym regułom podporządkować. No cudowność po prostu.
 

The Crown

Lubię Wielką Brytanię. Londyn. Głęboko ubolewam, że nie dane mi było jeszcze tam polecieć, ot mam takie małe skryte marzenie, które może uda mi się spełnić zanim UK na dobre wyjdzie z Unii i będziemy mieli wizy (oby nie XD). W związku z tym chłonę wszystko, co dotyczy rodziny królewskiej – oglądam programy o księżnej Dianie, pamiętam śledzenie wesela Kate i Williama, no oglądanie takich rzeczy sprawia mi przyjemność. Jakiś czas temu, jeszcze chyba na początku subskrypcji Netflixa dałam temu serialowi szansę, ale obejrzałam pół pierwszego odcinka i wymiękłam. No, nie muszę mówić że za drugim podejściem dziesięć odcinków obejrzałam w trzy/cztery dni. Byłam zachwycona nie  tylko tym, że mogłam „wejść” do pałacu, przyglądać się codziennemu życiu rodziny królewskiej, ale przede wszystkim tym, że mogłam zobaczyć początki panowania królowej Elżbiety. Kobieta ma już przecież dziewięćdziesiąt jeden lat, dziwną minę, i tak trochę nie wiedziałam, co o niej myśleć. Serial, choć wiadomo że w niektórych momentach pewnie podkolorowany, pokazuje to jak umarł król Jerzy i jak życie Elżbiety się wtedy zmieniło. Jak z dnia na dzień musiała stać się królową swojego państwa, przejąć obowiązki swojego ojca a jeszcze w tym wszystkim miała przecież małe dzieci, męża i swoje jakby nie było przyzwyczajenia. Zdanie na jej temat sobie ukształtowałam (ot hipokryzja, to ciśnie mi się na usta, bo siadając na tronie jej rządy miały być nowoczesne, a jednak w wielu rzeczach postępowała tak samo jak jej ojciec, albo nawet gorzej). Wszystkim wielbicielom Wielkiej Brytanii polecam, bo to naprawdę bardzo fajnie zrobiony serial, który zapewne warto obejrzeć. Choćby dla kostiumów, czy idealnie dopasowanej muzyki. Poza tym aktorki wcielające się w postacie czy Elżbiety (Claire Foy) czy Małgorzaty (Vanessa Kirby) są tak przepiękne i urocze, że no, wiecie, warto. (Choć przyznam, że brakowało mu to Colina Firtha w roli Jerzego. Jeśli nie oglądaliście jeszcze Jak zostać królem, zróbcie to!).
Dzisiaj chciałam obejrzeć kolejny odcinek Atypical (jeszcze nie wiem co o nim myśleć), a Netflix podsunął mi The Royals, coś a’la dokument składający się z pięciu czy sześciu odcinków, z których każdy poświęcony jest innej „królewskiej” tematyce. Pierwszy dotyczy królewskich ślubów, drugi dorastania w pałacu, kolejne też coś w ten deseń. Jestem oczarowana, mam zamiar obejrzeć wszystkie odcinki. Jakiś czas temu na National Geography (??) chyba widziałam kilka odcinków serialu o Dianie, gdzie w tle była puszczona jej rozmowa nagrana potajemnie z dziennikarzem, w którym dużo mówiła o tym, jak była zdradzana, jak nie mogła sobie z tym poradzić i jak bardzo reszta rodziny to bagatelizowała. Jak się skończyło wszyscy wiemy, trochę się robi człowiekowi smutno.
Podobno oglądam za dużo seriali, ale to brzmi dla mnie tak samo śmiesznie jak „za dużo książek”. Ostrzegam. Nie ma czegoś takiego jak „za dużo”.
Dwa seriale z listy „tych do obejrzenia” mogę wykreślić, oby tak dalej!
*Zdjęcia pochodzą z imdb.com
** Oba seriale dostępne na platformie Netflix.com
*** Zdjęcie z telewizorem pochodzi z unsplash.com
Na swoim profilu na Facebooku pisałam o super akcji z okazji Dnia Bloga. Zapraszam do zapoznania się z jej regulaminem, i tym bardziej – do brania w niej udziału 😉

Zobacz także