Znacie taką akcję jak CzytajPL?  To taka cudowna akcja przeprowadzana w Krakowie, Gdańsku, Katowicach, Poznaniu, Warszawie i Wrocławiu,  która polega na tym, że na przystankach autobusowych wyżej wymienionych miast pojawiły się nośniki e-booków pod postacią plakatów z kodami QR. Wystarczyło ściągnąć na swojego smartfona aplikację (Czytaj PL), zeskanować kod QR i cieszyć się wybraną książką przez okres trzydziestu dni.

Wiadomo, nie mogłam przejść obojętnie obok takiej – ewidentnie – reklamy czytelnictwa! Chwilę zajęło mi zastanowienie się, co tak naprawdę chcę przeczytać i co może mnie zaskoczyć, jednak gdy w końcu wybrałam, swojej decyzji nie pożałowałam.
„Notebook” Tomasza Lipko jest książką interaktywną. Za pomocą specjalnej aplikacji, której nazwy teraz nie pamiętam, można skanować zdjęcia czy filmiki, które zostały umieszczone na poszczególnych stronach powieści. Udogodnienie? Czy ja wiem, sama z tego nie korzystałam bo było to niemożliwe, skoro czytałam ją na własnym smartfonie potrzebowałabym drugiego, który by mi to kopiowanie kodu umożliwił.
Niemniej.
Punktem wyjścia dla całej książki jest wypadek drogowy pod Piotrkowem Mazowieckim, w którym ginie młoda kobieta Dagmara Frost. Wypadek – nic specjalnego, zbyt duża prędkość, niebezpieczny manewr wyprzedzania, można powiedzieć: samo życie. Tym bardziej przygnębia fakt, że młoda kobieta nie ma żadnej rodziny, a przynajmniej śledczy nie mogą dotrzeć do nikogo, kto chciałby wiedzieć o jej odejściu.  Prokurator, w tej roli główny bohater, Radek, w procesie przeszukiwania miejsca wypadku znajduje laptop. I w zasadzie to od niego wszystko się zaczyna.
Przyznam się bez bicia – nie spodziewałam się, że polski thriller może mnie tak pozytywnie zaskoczyć. Do podobnej tematyki udało mi się przekonać dzięki Zygmuntowi Miłoszewskiemu, jednak sądziłam że to już wszystko, przeczytałam trylogię o Szackim i już nic mnie nie zaskoczy. A tu sięgnęłam po debiut pana Lipko i jestem… oczarowana, choć w kontekście tej książki może to nie jest odpowiednie słowo. 
Akcja prężnie rozwija się na przestrzeni całej powieści. Czyny bohaterów poparte są wcześniejszymi wyjaśnieniami, każda kolejna sytuacja, każde kolejne zdarzenie z czegoś wynika, ma sens.  Świat wykreowany przez autora widzimy z kilku perspektyw, czy to Radosława, jego przyjaciela Igora czy księdza Bartłomieja, który wyciąga pomocną dłoń do przyjaciół wtedy, kiedy oni tego najbardziej potrzebują.  Zostajemy wrzuceni w świat brutalny, prawdziwy. Nie ma owijania w bawełnę, wymyślania czegoś, czego nie ma. Korupcja, zatajanie pewnych spraw – to wszystko jest na porządku dziennym. Nie zapomina się jednak w tym wszystkim o uczuciach bohaterów. Autorowi udało się pokazać ludzką twarz tych, których byśmy się nie spodziewali.

W czterystu czterdziestu czterech stronach powieści autorowi udało się zawrzeć istną karuzelę – od momentu wzbicia się w powietrze, kiedy bohaterom wydawało się, że są królami świata, i na pewno uda im się zagadkę komputera Dagmary Frost rozwikłać, do momentu powolnego opadania, kiedy wszystko wymykało się spod kontroli. Swoistego rodzaju gra w berka – kto kogoś zdemaskuje pierwszy – była urocza. Bo kiedy wydawało im się, że rzeczywiście są przed swoimi wrogami krok do przodu, szybciutko okazywało się, że są w błędzie.
Jak widać są przesłanki do tego, że polska literatura wcale nie upada, przynajmniej ta bardziej w gatunku thrillerów czy kryminałów. Każdego, kto słyszał o tej książce ale nie odważył się do niej sięgnąć – zachęcam, tych zaś, którzy czytają o niej pierwszy raz namawiam, by to zrobili 😉

Zobacz także