Mitologia Nordycka // Neil Gaiman

Mitologię nordycką kupiłam i przeczytałam jakiś czas temu, bo chyba w okolicach kwietnia czy maja, kiedy mój ówczesny promotor kazał mi przeczytać jedną książkę, a skoro zamawiać, to przecież w pakiecie, bo co tak jedną tylko paczką przyślą, bez sensu zupełnie. Zdecydowałam więc, że skoro czegoś szukam, to kupię tą mitologię w końcu. I przyszła dwa dni później (polecam @Nieprzeczytane), i zachwycałam się wydaniem, tą twardą obwolutą, tą kolorystyką, fontem, no wszystkim zachwycałam się od pierwszego momentu.
Tyle, że ten zachwyt minął w momencie, w którym zaczęłam ją czytać i jest mi z tego powodu cholernie smutno. C h o l e r n i e . Bo ja uwielbiam Skandynawię i wszystko, co z nią związane; seriale, filmy, książki – to moja bajka. Wtem okazuje się, że treść trochę broni się sama, a jednak gdzieś z tyłu głowy miałam wrażenie, że czyta mi się to strasznie, że nie rozumiem, o co tu chodzi, że to wszystko jakieś porąbane. Nie wiem, czy winić za to tłumacza, który może źle odwalił swoją robotę, czy po prostu styl pisania pana Gailmana.

Tak czy siak, z Mitologią nordycką wiązałam straszne i wielkie nadzieje, a tu się trochę jakby zawiodłam. Nie skończyłam jej, może kiedyś mi się to uda. Na razie w odstawkę, wraz ze smutkiem i wielkim zawodem. 

Zobacz także