Aleks Rymer, specjalista w Green Stone, jest niczym cyborg, niczym doskonale wytrenowany najemnik, który zniszczy każdego, kto stanie mu na drodze. Nigdy nie wybacza, nigdy nie zapomina. Jak mało kto opanował szatańskie zasady korporacyjnego świata i niczym Bóg lub Lucyfer rozdaje karty i decyduje, kto przetrwa. Nikt nie zdoła przed nim uciec, można mu tylko zaprzedać duszę albo umrzeć.
Po przeczytaniu takich książek jak ta, chciałabym wierzyć że wszystko to, o czym przeczytałam, to tylko i wyłącznie fikcja literacka. Że ten szary, bezwzględny świat, którym rządzi pieniądz to tylko i wyłącznie wizja autora danej książki. Że kreacje ludzi, którzy zrobią wszystko – dosłownie!– by się wzbogacić są trochę napisane na wyrost. Że, u licha, ten świat nie jest taki chamski. Taki straszny.
No. Chciałabym wierzyć, ale nie wierzę. Wobec tego moje odczucia do tej lektury są… Dosyć szczególne. Autor wykreował głównego bohatera, Aleksa Rymera, na bezwzględnego brutala z przeszłością. Wiadomo, oni zawsze mają jakąś przeszłość; najczęściej krzywdzącą, straszną do tego stopnia że zaczynamy im współczuć, zaczynamy ich usprawiedliwiać, każde ich złe działanie, posunięcie: przecież musieli tak zrobić. Odsuwając od siebie tą myśl, tą chęć tłumaczenia każdej osoby z wszystkiego, muszę powiedzieć, że jestem… skonfundowana.
„Master” Olgierda Świerzewskiego przenosi nas do świata, w którym – uwierzcie! – nie chcielibyście żyć. Za wielkimi drzwiami, wielkimi budynkami, umowami opiewającymi na miliony milionów kryją się ludzkie tragedie, których nie jest w stanie naprawić żadna suma pieniędzy. Nawet ta, zupełnie dla nas niewyobrażalna.
Czy świat wykreowany przez autora mi się podoba? Nie. Za żadne skarby świata nie chciałabym być w skórze bohaterów, którzy ze względu na swoją chciwość, żądzę wpadali w coraz to większe bagno. Nie widzieli ratunku, nie chcieli pomocy, popadali się jeszcze bardziej. To, co kiedyś trzymało ich przy życiu, w tym momencie ich tylko dobijało.
Na początku, przyznaję, nie byłam przekonana. Przerzucałam kartkę za kartką myśląc: u licha, co to ma być? Gubiłam się pomiędzy akapitami, odstępami i rozdziałami. Myliłam bohaterów (których w początkowej części książki jest, moim zdaniem, trochę za dużo), tworzyłam durne scenariusze jak to będzie, tłumaczyłam bezwzględność co poniektórych, starałam się z nimi zaprzyjaźnić. Wtenczas zrozumiałam, że nie są tymi, z którymi mogłabym się przyjaźnić. Później mi się spodobało. Choć momentami nadal ginęłam w tym całym dzianiu się, choć nie nadążałam kto, z kim, gdzie i dlaczego, choć może nie rozumiałam większości pobudek bohaterów, przynajmniej nie Aleksa, który chyba chciał się na kimś zemścić, ale jakby nie wiem na kim, może nie zrozumiałam, chociaż w większości czasu byłam na nich wszystkich zła, na autora, za to że wykreował taki świat, na samą siebie, że uwierzyłam że to tylko książka, ale przede wszystkim na świat i życie, że jest takie beznadziejne (momentami).
„Master” wywarł na mnie ogromne wrażenie. Nie zakochałam się i nie przepadłam, jednak przeczytałam w kilka dni. Thrillery to moja tematyka, jeśli więc i Wasza, z wielką chęcią książkę polecić mogę. Lećcie, jak tylko pojawi się na sklepowych półkach, kupić i przeczytać, bo jestem ciekawa czy spodoba się i Wam 😉
data premiery: 18 maj
fanpejdż autora: o tutaj
Egzemplarz recenzencki otrzymany dzięki uprzejmości