Ewa Curie pisze o swojej mamie tak, że nie można się oderwać. Z jednej strony zapewnia, że „nie miała szczęśliwego dzieciństwa”, z drugiej zaś, że wraz z siostrą (Ireną) dużo jej zawdzięczają. Zza słów własnej córki wyłania się więc obraz kobiety, która większą miłością obdarzała naukę, co nie znaczyło oczywiście, że nie kocha swoich dzieci. Wszak właśnie dla nich uczy się gotować, cerować, dbać o dom, jako że do tej pory „[…] o tych rzeczach w ogóle myśleć nie warto, tworzy sobie jakąś dziwną, do przesady spartańską – wręcz nieludzką egzystencję”, a nawet szyć im ubrania, kiedy nie wiodło się im najlepiej.

Naiwne i na pewien sposób idealistyczne wydaje się jej podejście do życia. Kiedy odkrywszy rad, wraz z mężem mogłaby go łatwo i szybko opatentować, jednocześnie puszczać to, czego się dowiedziała, dalej w świat, ale zarabiać na tym, móc egzystować i skupiać się na rzeczach najważniejszych, podejmuje decyzję zupełnie odwrotną. Nie zależy jej na pieniądzach, wszak „rad nie powinien wzbogacać nikogo. Jest on pierwiastkiem, więc należy do wszystkich ludzi”, więc tego patentu nie podpisują. Im dalej w las, cieszą się ze swoich odkryć, ale sława i rozeznanie, jakie przychodzi w parze z kolejnymi przełomowymi momentami jest im zupełnie nie w smak. Nie dla państwa Curie wystawne bankiety, długie przemowy i krótkie rozmowy z kolejnymi ważnymi osobami. Jest to zupełnie zbędne. Odbiera całą radość. Każe skupiać się na czymś, co wbrew wszystkiemu, jest niczym ważnym. Ważna jest nauka.

„Pracujemy z żoną…” Te słowa, skreślone przez Piotra na pięć dni przed śmiercią, zamykają w sobie całą najgłębszą i najcenniejszą treść związku tych ludzi. Związku, który się nigdy nie rozluźnił ani na chwilę – przeciwnie, każdy dzień i każdy postęp wspólnego ich dzieła, każde zwycięstwo i każda porażka jeszcze go zacieśniają, jeszcze bardziej zbliżają do siebie tych dwoje.

Autorka czaruje językiem od pierwszej strony, aż do ostatniej. Samo wydanie książki, wzbogacone o korespondencję (nieliczne kopie, które przetrwały powstanie warszawskie), nigdy niepublikowane zdjęcia, sprawia że najchętniej kupiłabym sobie jeszcze wersję papierową, aby postawić ją sobie na półce. Z pewnością jeszcze raz podkreśliłabym te piękne zdania, na widok których oczy szkliły się same. Bo tu nauka nie gra pierwszych skrzypiec, bardziej skusiłabym się na stwierdzenie, że jest tłem życia noblistki, a jej biografia oscyluje na wszelkie możliwe tematy. Jest dużo o miłości do swojego męża, tęsknoty za ojczyzną (zagadka pod tytułem dlaczego polon jest polonem, rozwiązana) a przede wszystkim za rodziną.

Chociaż może brak tu szczęśliwego zakończenia (chociaż – czy aby na pewno?), a ironia goni ironię, to jednak wciąż – jest to książka napisana z miłością czasem zmieniającą się w gorycz. Córka ujęła mamę w najpiękniejszy z możliwych sposobów, co jedynie pokazuje, że mimo nieszczęśliwego dzieciństwa, Maria była obecna w ich życiu. A, że zakończyła życie tak, jak zakończyła… powiedz bogu swoje plany.

Zobacz także