Maj za nami. Ciągle nie wierzę w to, że już połowa roku. Niemniej w końcu maj okazał się ciepłym miesiącem, i po siedmiu miesiącach ciemności, zimna i ogólnego przygnębienia na niebie w końcu pokazało się słońce. Ludzie wyszli z domów, i oto nastała radość. Taki też był maj. Trochę radosny, trochę problemowy, mieszanka do której idzie się przyzwyczaić. 
Były książki, dużo książek, tych dobrych, rewelacyjnych i takich, które dopiero zacznę czytać (The sixth window zgarnięte z Amazona za całego $1.22).
Dużo na Instagramie było tego magazynu It girl, skusiłam się i nie żałuję. Dużo do czytania, mało reklam, jestem na tak. Co lepsze, to, w co nadal nie wierzę: byłam w radio, współprowadziłam audycję i było superowo. 
Skoro radio to i Warszawa, po raz drugi w tym roku. Tym razem ciepło, wręcz upalnie. I krótko – bo wycieczka na zaledwie kilka godzin przed i po audycji. 
Filiżanki z Tigera też mi mignęły gdzieś przed oczami i nie mogłam przejść obok nich obojętnie. Tak samo jak obok arbuza czy  Mcdonaldowskiej Frappe czy drinków, które nie tylko tak fantastycznie wyglądają ale i smakują.
Jestem ostatnią osobą, którą możnaby posądzić o słuchanie Harry’ego Stylesa. A jednak stało się, i oto przez cały miesiąc słuchałam jego płyty. Riverdale – bo bardzo rozśmieszył mnie Netflixowski opis. Uwierzcie mi Wy, którzy jeszcze nie mieliście przyjemności tego obejrzeć. Archie na pewno nie jest kozakiem. Serio. 
Przyszedł czerwiec i przyszła sesja; mam nadzieję, że jakoś się to przeżyje,, bo perspektywa lipca i przerwy od uczelni jest niezwykle kusząca! A jak tam Wasze plany na czerwiec? 😉 

Zobacz także