W notesie tych książek wydawało się więcej, ale, nie przedłużając, zapraszam do książek które przeczytałam w kwietniu. Było różnie, ale dałam radę (nie, że były złe, ale nie wszystkie dało się czytać non stop) i ogólnie nie polecam rozpoczynania dziesięciu książek na raz, bo później okazuje się, że niewiadomo, za którą się wziąć następną.

The midnight library, Matt Haig

Pomiędzy życiem a śmiercią jest biblioteka, w której półki ciągną się w nieskończoność. Każda z książek to szansa na spróbowanie innego życia, takiego, którym chcielibyśmy żyć a niekoniecznie zdajemy sobie sprawę z tego, jakie jest naprawdę. Życia, w którym podejmujemy inne decyzje, nie wiedząc gdzie one nas zaniosą. I właśnie przed takim dylematem staje bohaterka książki, Nora. Jej życie jest sumą decyzji, które podjęła często nie mając innego wyboru. Szanse, jakie otwiera przed nią biblioteka, są ogromne. Pokazują jednak, że żadne życie nie jest idealne, a szczególnie to, którego się nie ma. Bohaterka przebierała między życiami, próbując różnych scenariuszy, widząc, że naprawdę to, które ma, z którego poniekąd chciała zrezygnować, nie jest takie najgorsze. Było mi bardzo przykro, że nie została w konkretnie jednym życiu, bo wydawało się, że była w nim szczęśliwa.

O tym się nie mówi, Emilie Pine

Emilie Pine otwarcie mówi w swojej książce o sprawach, o których kobiety rzekomo powinny myśleć. Świadomie i bezkompromisowo narusza tabu. Rzuca wyzwanie przesądom o kobiecości, a jej bronią jest bezwarunkowa i rozbrajająca szczerość, z jaką opowiada o swoim życiu: o alkoholizmie ojca, dojrzewaniu, gwałcie, fizyczności, pragnieniu posiadania dzieci i bezpłodności, przemocy wobec kobiet i samej siebie. Chociaż opis przygarnęłam z Goodreads, to jednak w pełni odpowiada temu, co o niej myślę. Autorka w swojej książce pochyliła się nad naprawdę wieloma problemami i czasem musiałam zrobić sobie przerwę od czytania, bo czułam, że to dla mnie za dużo. Głowa mi parowała a serce pękało. A jednocześnie, przy tym wszystkim, zaznaczałam, co mogłam, żeby nie pominąć żadnej ważnej myśli, którymi autorka szasta jak z rękawa. 

Zima koloru turkusu (Lato koloru wiśni, #2) Carina Bartsch

Druga część przygód bohaterów, typowe romansidło, przy czytaniu którego da się jednak powstrzymać odruchy wymiotne od nadmiaru cukru. „Zima koloru turkusu” przynajmniej w moim odbiorze, jest bardziej przewidywalna od „Lata koloru wiśni”, nie przeszkodziło mi to jednak w tym, by „pożreć” ją w dosłownie dwa dni, nie mogąc doczekać się, jak się skończy. A wiadomo, że skończyła się tak, że od razu musiałam sięgnąć po kolejną (dziękuję Legimi, że macie je wszystkie na stanie).

Sodoma: hipokryzja i władza w Watykanie, Frédéric Martel

Agrrrrrrr! W notesie napisałam, że gdybym tylko potrafiła narysować emotkę wymiotującą (ha, tutaj mogę ją wstawić!, 🤮) to bym to zrobiła. Bo to, co autor, swoją drogą porządny i rzetelny dziennikarz przedstawia na kartach „Sodomy”, woła jedynie o pomstę i to chyba wyjątkowo nie do nieba, a do piekła. Hipokryzja wylewa się strumieniami, złość przedziera się przez ręce w których trzymałam książkę, a czytałam ją dość długo i z przygodami. Najpierw z biblioteki, później musiałam oddać i kończyłam ją na czytniku.

Elżbieta, Filip, Diana i Meghan. Zmierzch świata Windsorów, Marek Rybarczyk

O tej książce pisałam obszerniej tutaj.

Czerwone fragmenty. Autobiografia procesu, Maggie Nelson

Tak samo, jak i o tej. TUTAJ.

Grunt to różnorodność, prawda? Została mi na maj ostatnia część Lata koloru wiśni i bardzo się tym stresuję, że autorka znowu dowali jakieś zakończenie, i nie wiadomo ile będzie trzeba czekać na kolejną. W dodatku, w oryginale nie ogarnę, bo mój niemiecki zatrzymał się na poziomie liczenia do jedenastu…. no, dwunastu, przy dobrych wiatrach 😂

Zdjęcie w nagłówku autorstwa @gulfergin_01

Zobacz także