Klatka dla niewinnych // Katarzyna Bonda

Do niedawna myślałam, że pani Bonda nie napisze niczego lepszego od sagi z żywiołami Saszy Załuskiej. Ale to było zanim poznałam Huberta Meyera.

Róża Englot ginie od czterdziestu trzech ciosów nożem. Na jej ciele, oprócz zadanych ran, policja znajduje klucz do drzwi. Kiedy jej mąż kończy odsiadywać wyrok, dochodzi do kolejnego morderstwa. Hubert Meyer zostaje ściągnięty do pomocy, a zupełnie niechcący i prawie przez przypadek, zostaje wciągnięty w wir wydarzeń. Zostaje zaangażowany nie tylko w sprawę, bo w pewnym momencie zamiast tego, który dowodzi niewinności, sam staje po drugiej stronie więziennych krat. A, no i jeszcze trójkąt miłosny między Weroniką a jej mężem-prawnikiem. What a time to be alive!

Meyer jest bohaterem, którego nawet da się polubić, oprócz momentów, w których jest albo chamski, albo bezpośredni. To może być jego wada, bądź zaleta jeśli przyjmie się, że większość bohaterów-śledczych, jest portretowana jako gbury z problemami rodzinnymi oraz alkoholowymi nawykami. O dziwo Meyer oprócz tego ciętego języka jest OK, jeśli nie liczyć naiwności.

Typowo dla autorki, „Klatka dla niewinnych” ma bardzo dopracowaną fabułę, w której mimo to bardzo łatwo się zgubić. Mogę zrzucić to na karb natłoku wydarzeń bądź mnogości bohaterów, których naprawdę jest bardzo dużo, przez co miałam parokrotnie problem z tym, co kto powiedział do kogo, kim ten ktoś był. Mimo to sama historia jest wciągająca oraz angażująca. Jak widać, nie tylko czytelnika, ale i głównego bohatera który zostaje w to wszystko wplątany „przypadkowo”, a robi się z tego niezła kaszana.

Właśnie będąc w centrum wszystkiego poczułam, jakby zaraz zza rogu miała wyskoczyć Sasza. Nawet chyba bardzo by mnie to nie zdziwiło.

Kiedy intryga goni intrygę, a bohaterowie nie wiedzą, co się dzieje i wierzą, że przechytrza policjantów, czytelnik tylko przerzuca stronę za stroną aby dowiedzieć się, o co chodzi. Zakończenie, chociaż satysfakcjonujące pod względem fabularnym, zostawia małą pustkę. Pustkę pod tytułem „napędzamy akcję przez kilkaset stron, ale rozwiązanie dajemy na trzech ostatnich i tych niedopowiedzeń, niech czytelnik się domyśli, bystry jest”.

Niemniej – pani Bonda jest klasą samą w sobie i wiem, że sięgnę po każdą kolejną książkę z Meyerem w roli głównej. Do czego i Was zachęcam.

Zobacz także