To, co zrobiłam jest po prostu karygodne. Wstyd mi za samą siebie, nie wiem, jak mogłam do tego dopuścić. Jestem wysoce rozczarowana swoim zachowaniem. Chociaż z drugiej strony… to było tak bardzo do mnie podobne, że… cóż, chyba powinnam sobie przybić piątkę. Krzesłem. W czoło. Otóż,  Drodzy Państwo, w razie gdybyście chcieli się z mej zacnej osóbki ponabijać to powiem Wam, iż zaczęłam czytać przygody Chyłki i Zordona… od drugiej części. Uczcijmy to minutą ciszy, okej? Na swoją obronę… 
Dobra. Nie mam nic na swą obronę.

Skoro sobie już poprawiliście humor, przejdźmy do części właściwej.

Syn biznesmena zostaje oskarżony o zabicie dwóch osób. Sprawa wydaje się być oczywista. Potencjalny winowajca spędza bowiem dziesięć dni zamknięty w swoim mieszkaniu w towarzystwie ciał zamordowanych osób. Sprawę prowadzi Joanna Chyłka, pracująca dla bezwzględnej warszawskiej korporacji. Nieprzebierająca w środkach prawniczka, która zrobi wszystko by odnieść zwycięstwo w batalii sądowej. Pomaga jej młody, zafascynowany przełożoną, aplikant Kordian Oryński.


Moje pierwsze skojarzenie, które pojawiło się po przeczytaniu ostatniej strony to Suits. Joanna aka Harvey, Zordon (bo taki przydomek zyskuje nasz wspaniały aplikant) aka Mike. No po prostu idealnie mi się to wpasowało w całość: dążenie do celu po trupach, upartość, zawziętość, trochę dystansu do samego siebie, a koniec końców relacja… no właśnie, czy to jest przyjaźń, czy to jest kochanie? Na to pytanie Wam nie odpowiem, poczujcie się zaciekawieni, jeśli lektura jeszcze przed Wami.

Piotr Langer ponoć zabił dwie osoby, na domiar złego siedział z ciałami w pomieszczeniu przez dziesięć dni. Wszyscy uważają go za winnego. Wszystko sprzeniewierza się przeciwko niemu: świadkowie, kamery, ogólne uznanie ludzi. Joanna Chyłka dostaje za zadanie wybronienie go niezależnie od tego, czy wina rzeczywiście leży po jego stronie. Sama dobitnie zaznacza niejednokrotnie na przełomie całej książki, że za bardzo ją to nie obchodzi. Ona ma pokazać przed sądem, że jest niewinny, ma sprawić, że uniknie wyroku… Tak. To jest jej zadanie. Ma bronić, nie wyrażać swoje opinie. Towarzyszy jej Oryński vel Zordon. Nieco przestraszony aplikant, który stając u progu kancelarii Żelazny&Mc Voy jest… gorzej niż spietrany. Czy mu się dziwię? W ogóle. Od razu biedaczek trafia na głęboką wodę: nie dość, że jego opiekunką jest Chyłka, to jeszcze w dodatku taka sprawa. Taka.

W tej części nie powiem niczego odkrywczego, uprzedzam.

Lubię zaskakiwać samą siebie dobrymi lekturami. Gdy mi się wydaje, że „już nic mnie nie zaskoczy” okazuje się, że jestem w wielkim błędzie. Tak było i w tym wypadku. Historia, intryga – to wszystko wciągnęło mnie od pierwszej strony. Pierwsze spotkanie Chyłki i Zordona, pamiętliwe „tu się nie pali!”, i kolejne momenty, które wywoływały u mnie śmiech – tego nie zabierze mi nikt.

Sprawa z gatunku tych trudniejszych. Oskarżony nie ma nic na swoją obronę, co gorsza – wszyscy są przeciwko niemu. Z duszą na ramieniu przyglądałam się temu całemu zamieszaniu, próbując gdzieś w duszy pomóc Chyłce i Zordonowi. Czasem kiwałam głową z niedowierzaniem. Wybuchałam śmiechem, pukałam się w czoło przewracając kolejne strony i zajadając  je wzrokiem. Akcja prężnie szła przed siebie. Wszystko, każdy malutki szczególik dopracowany na sto procent. Wszystko się ze sobą zgadzało, wszystko z siebie wynikało. Akcja – reakcja. Nasi bohaterowie mieli dużo do stracenia, jeszcze więcej do zyskania.

W czasie czytania w głowie pojawiło mi się wiele teorii na temat oskarżonego. Z jednej strony zgadzałam się z duetem Chyłka&Zordon, z drugiej miałam wątpliwości. Jeśli lubicie takie tajemnicze książki to powiem Wam, że ta jest dla Was. Do ostatniej strony, dosłownie do ostatniej człowiekowi wydaje się, że w miarę ogarnia, co się właśnie stało.

Powiem Wam jednak zupełnie szczerze: nigdy nie czułam się tak zaskoczona. A dobrze wszyscy wiemy, ile ja przeczytałam książek. Ile kryminałów. Ile kryminałów sądowych. Ile wszystkiego. Serio myślałam, że jestem już tym typem czytelnika, którego trudno czymś zaskoczyć.

Tak bardzo się myliłam.

(Co gorsza – pozytywnie się myliłam.)

Dlatego jedyne, co w tym miejscu mogę zrobić to polecić Wam „Kasację” z zastrzeżeniem, że sen jest dla słabych. Miejcie to na uwadze.

Zobacz także