Design zazwyczaj kojarzył mi się z czymś materialnym. Jakiś produktem, wytworem kultury, czymś, co jest namacalne, wywiera na mnie jakieś wrażenie ale też w jakiś sposób ułatwia/uprzyjemnia mi życie. Mógł to być plakat, wiszący u kogoś na ścianie czy mebel, który znalazłam w jakimś katalogu, i choć wydawał mi się zbyt ekstrawagancki, zrobił na mnie wrażenie. Ewentualnie mogłam tak nazwać jakiś ciuch, który może był i ładny, w przeważającym jednak stopniu taki, który może i ładnie wygląda (na kimś) ale na pewno nie wyszłabym tak ubrana na ulicę.
Tymczasem od pana Wichy dowiadujemy się, że designem jest… w zasadzie wszystko. Tak dosłownie wszystko, począwszy od ulotek rozdawanych na ulicy, poprzez plakaty, ubrania, meble i w zasadzie wszystkie rzeczy, których używamy w codziennym życiu, narzucając im jedyną funkcję: tą użytkową, a nie designerską.
W świadomości, że świat istniał przed naszym urodzeniem, kryje się przeczucie, że da sobie radę i bez nas (ma w tym doświadczenie).
Jak przestałem kochać design to zbiór felietonów i osobistych historii autora, którymi dzieli się on ze swoimi czytelnikami w bardzo przystępny sposób. Choć często literatura faktu kojarzy się z ciężkimi tonami, historiami i opowieściami momentami zmierzającymi donikąd, tutaj na pewno tego nie znajdziemy. Osobiste historie odnoszące się do kolejnych wytworów kultury, do rzeczy designerskich bądź kojarzących się autorowi z dzieciństwem bądź czasami młodości to bardzo dobry sposób na nawiązanie jakiejś więzi z czytelniami. Którzy czytając, pochłaniając kolejne strony mogą sobie powiedzieć „rzeczywiście, pamiętam, tak dokładnie było” bądź „miałem podobne odczucia ale nie potrafiłem ubrać ich dobrze w słowa”.
Nie jestem w stanie przyczepić się tu do niczego, bo naprawdę mile spędziłam czas przy książce i chyba większą trudność sprawiło mi napisanie o niej w sposób zachęcający. Bo na pewno warto tą krótką (trochę nad tym ubolewam) książkę mieć i przeczytać, by dowiedzieć się czegoś ciekawego. By zobaczyć, że design otacza nas z każdej strony i jest nim nawet rzecz, której nigdy byśmy nie podejrzewali.
Parę lat temu zwiedzałem nowoczesną drukarnię.
– Zamówiliśmy badania – powiedziała pani dyrektor – z których wynika, że zasadniczo książki czytają już tylko dziewczynki między dziewiątym a trzynastym rokiem życia.
– I co państwo zrobią? – spytałem.
– Właśnie kupujemy maszynę do brokatu.
Poza tym, nagrody które zdobywa pan Wicha powinny być wystarczającym wytłumaczeniem, że warto.