Miałam napisać o niej w ciągu tygodnia, prawdą jest jednak, że jeszcze nie poukładałam sobie wszystkiego w głowie. Ale dzisiaj się postaram.
Ida, główna bohaterka książki, jest bezdzietną architektką, która mimo wieku czuje się młodo. Chociaż dobrze jej się wiedzie, na szyi czuje już oddech wieku średniego. Trochę się boi. Czy zdąży być matką? Przecież do tego potrzebny jest partner, a u niej trochę w tej dziedzinie życia słabo. Rozważa macierzyństwo, mimo braku stałego partnera. Wszystko, co kłębi się jej w głowie, zostaje skonfrontowane podczas rodzinnego weekendu w domu na fiordzie z okazji urodzin mamy. Niby nie dzieje się nic, a jednak – dzieje się wszystko.
Dawno nie czytałam książki, a mówię to serio, bo ostatnio czytam kryminały, książki związane z kryminologią, albo reportaże, książki, z którą mogłabym się utożsamić. Gdybym na przykład miała kilkanaście lat więcej.
Autorka w taki zwinny sposób, w taki jednocześnie neutralny, ale łapiący za serce, opowiada historię rodzinną, która może dziać się wszędzie. Zazdrość między siostrami, chęć posiadania dziecka, niemożność znalezienia odpowiedniego partnera. Zestawienie tych ciężkich uczuć z siostrą, która nie jest zadowolona, która ma wszystko, a ona nie ma nic, jak sobie z tym radzić? W tym momencie pada pytanie – czy autorce serio udało się taką historię, taką smutną i przygnębiającą, opisać na stu czterdziestu czterech stronach?
Odpowiedź jest jedna – tak, udało się. I, jak mówię, trochę się utożsamiam. Trochę czuję ból bohaterki, która z jednej strony chce mieć rodzinę, ale ta perspektywa jest dość oddalona. A z drugiej widzi rodzinę siostry, jej niezadowolenie, jej problemy, dlaczego ona się nie cieszy? Ma wszystko, co ja bym chciała, i wciąż jest niezadowolona. Wciąż jej źle. Matka nie rozumie. Jesteś dorosła, zdrowa i masz pracę. Dlaczego nie możesz sobie nikogo znaleźć? Może zbyt wybujałe wymagania? Może trzeba je trochę, ekhm, nagiąć?
„Jak to dobrze być singielką, bo można dzięki temu dobrze poznać samą siebie”. Ja zaś pomyślałam, że w sumie wolałabym chyba poznać kogoś innego.
Nie będę mówić więcej, nie chcę więcej zdradzać. Jest to totalnie warta przeczytania książka, choćby dlatego, żeby poznać drugi punkt widzenia. Drugi punkt spojrzenia na rodzinę, miłość, macierzyństwo. Utożsamiałam się bohaterką dlatego, że znajomi zakładają już rodziny. Obchodzą wieczory panieńskie, śluby, narodziny. Inny etapy życia, a człowiek schowany za ekranem komputera, jarający się nowym serialem bądź premierą książki. Bólem i samotnością przesiąkają kolejne strony książki, która nie dłuży się, a pędzi przed siebie w szalonym tempie.
Autorka w swojej książce nie używa nie wiadomo jak trudnego języka. Jest jednocześnie prosto, ale i wciągająco – w końcu w trakcie lektury udało mi się zaczerpnąć oddech… raz! „Dorośli” to historia o tym, że każdy z nas jest inny, i nie naszą powinnością jest mierzenie kogoś swoją miarą. Nie wiemy, kto się boi, ani kto cierpi, ani kto co czuje. Ot. Tyle.