Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie

Mój problem z filmami jest taki, że po prostu nie chce mi się ich oglądać. Coś na zasadzie,  że nie wytrzymam dwóch godzin przed ekranem, po czym przecież włączam sobie serial i nie jeden odcinek, a kilka, więc wychodzi na jedno. Logika w tym wszystkim już dawno się zgubiła, a szczerze powiem, że już nawet nie mam ochoty jej szukać. Niemniej o „Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie” nasłuchałam się  tyle dobrego, że musiałam dać szansę.
W tym miejscu chciałam zaznaczyć, że to, co napiszę, to jedynie moja subiektywna opinia, która niekoniecznie musi pokrywać się z Waszą opinią na temat tego filmu. Poza tym jestem dość słaba w pisaniu o rzeczach, które mi się podobają, więc bądźcie wyrozumiali 😉
Film sam w sobie nie jest jakoś wyjątkowo skomplikowany, bo mamy grupę przyjaciół, która postanawia zjeść ze sobą kolację, a że w jej trakcie sprawy przybierają taki a nie inny obrót… Miało być niewinnie i śmiesznie; dzielenie się ze wszystkimi otrzymaną wiadomością, SMSem, e-mailem czy rozmową telefoniczną miało jedynie rozładować może ciut napiętą atmosferę.
Włączając „play” w zasadzie nie wiedziałam, czego się spodziewać więc to, co zobaczyłam, nie rozczarowało mnie w żadnym stopniu. Bohaterowie, włosi z krwi i kości, temperamentni, zdobyli moje serce tak naprawdę nie ruszając się od stołu. Jeśli spodziewasz się wybuchów, akcji i tym podobnych, ten film z pewnością nie jest dla ciebie. Bo akcja nie biegnie, bohaterowie nie walczą, a jedynie… choć może to niezbyt fortunne określenie, ścierają swoje wyobrażenia o wielu sprawach z rzeczywistością, która nie jest kolorowa nawet, jeśli mieszka się we Włoszech, ma dobrą pracę i wielki dom z ogrodem.
Nie udało mi się ponownie znaleźć tego fragmentu filmu, by zacytować dokładnie, ale w pewnym momencie jeden z bohaterów stwierdza, biorąc telefon do ręki, że to śmieszne, że w tak małym urządzeniu jakim jest telefon komórkowy, mamy całe swoje życia. Wiadomości, SMS-y, e-maile czy nieodebrane połączenia. Nasza własna, prywatna, czarna skrzynka w której znajduje się cały nasz świat. To, moim zdaniem, jest idealnym podsumowaniem tego, w jakich czasach przyszło nam żyć.  I tego, o czym ten film w zasadzie opowiada.
„Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie” to emocjonalny rollercoaster; raz jesteś na górze wsłuchując się w to, co mówi bohater, a mówi dobrze, z sercem i całą życiową mądrością, by po chwili na dźwięk kolejnej otrzymanej wiadomości niemal stanęło ci serce – bo nie wiesz, co się stanie ale wiesz, że może być już tylko gorzej. Koniec końców, dzięki temu, że każdy z bohaterów jest w innym momencie swojego życia, dzięki temu, że wszystko rozgrywa się niejako na naszych oczach, mamy taką samą możliwość uczenia się na czyichś błędach, jak mają bohaterowie tam, siedząc przy tym właśnie stole.
Choć bardzo miło spędziłam czas, film, oprócz tego, że miał rozładować atmosferę i zapełnić wolny czas, zmusił mnie do wielu refleksji na temat tego, jak bardzo wielką rolę ma w naszych życiach telefon, internet i idące z tym w parze poczucie, że tak naprawdę nie możemy się czuć bezpieczni u boku osoby, z którą żyjemy nawet kilka lat.  Tu dochodzę do kolejnej frapującej mnie sprawy: lepiej wiedzieć, czy żyć w słodkiej nieświadomości? Ułuda, czy prawda, nawet, jeśli tak bardzo bolesna?
Na to pytanie mam nadzieję, że nie będę nigdy musiała odpowiedzieć, choć w głowie kłębi mi się na ten temat dużo pomysłów. Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie z całego serca poleca, ba, sądzę, że powinien to obejrzeć każdy, chociażby po to, by zobaczyć, jak szczęście, rzekome bezpieczeństwo u czyjegoś boku jest kruche. I jak wyglądają współczesne związki, w których często zapomina się o szczerości, a o bolących sprawach się nie dyskutuje tylko zamiata pod dywan. I jak wszystko, jak całe nasze życie może zmienić niewinna kolacja, zabawa, która miała jedynie doprowadzić do śmiechu a przyniosła wiele szkód. Przede wszystkim jednak powtórzę puentę bohatera dodając, że tak samo jak dbamy o to, by nikt nam nie zajrzał do telefonu, dbajmy o tych, u boku których żyjemy. Oni są najważniejsi. No i najważniejsze – kłamstwo ma krótkie nogi.
 *Pomijam fakt, że sama w takim momencie dostałabym wszystkie najgorsze wiadomości świata. Ot, złośliwość losu.

Zobacz także