Nie pamiętam tego przełomowego momentu, w którym zaczęłam czytać reportaże. Może było to, gdy śmignęła mi gdzieś na Instagramie książka o Nowym Jorku, a może znacznie później, gdy stwierdziłam, że romanse mnie już nie „bawią”, i chcę czegoś poważniejszego. Może było to w momencie odkrycia serii Amerykańskiej wydawnictwa Czarnego?
Jakkolwiek bym na to nie wpadła, dzisiaj podzielę się moimi ulubionymi dotąd przeczytanymi reportażami tego wydawnictwa. Kolejność przypadkowa, nie wspominam o tych, które mam gdzieś rozgrzebane na czytniku – jeśli je dokończę, na pewno dam znać!
Od Mannahatty do Ground Zero
Magdalena Rittenhouse napisała książkę o Nowym Jorku, jednocześnie pełną wiedzy i taką, którą wchłania się jak najlepszą obyczajówkę. W zawrotnym tempie, z wypiekami na twarzy. Napisała w niej o powstawaniu Times Square, World Trade Center (oraz o późniejszej tragedii), o historii największej biblioteki New York Public Library. Pisałam o niej tutaj, i od tamtej pory polecam wszystkim i non stop. W papierowej wersji niezłe tomisko, w wersji czytnikowej nawet tego nie czuć.
Laleczki skazańców
Chociaż nie do końca jestem w stanie zrozumieć kobiety, które romansują ze skazanymi na śmierć mężczyznami, to jednak jestem trochę pod wrażeniem historii, które opowiada na łamach swojej książki autorka. Krótki to jest reportaż, trochę przytłaczający, a trochę jednak sprawiający, że patrzy się na więźniów z innej strony. Bardziej ludzkiej, przy wszystkich okrucieństwach, których dokonali.
Missoula. Gwałty w miasteczku studenckim, Jon Krakauer
Missoula w Montanie teoretycznie jest miasteczkiem uniwersyteckim z dobrą drużyną futbolową. Również teoretycznie futboliści szczycą się nieskalaną opinią nawet, jeśli za ich uśmiechami kryją się inne osobowości, zachowania i… prawa. Otóż w Missouli dochodzi do największej ilości zgłaszanych przestępstw seksualnych. Z którymi nikt nic nie robi. Według Departamentu Sprawiedliwości, między 2008 a 2012 policja skierowała do prokuratury 114 zgłoszeń dotyczących przemocy seksualnej. Akt oskarżenia wpłynął jedynie…. W czternastu przypadkach. Maksymalny wyrok to sto lat, minimalny… 2. Niektórzy oprawcy nie dostają i tylu. Byłam strasznie oburzona w trakcie lektury, zwłaszcza w momentach, kiedy ofiara zgłaszając gwałt, trafiając na policjantkę, zostawała… zrównana z ziemią. Że może pokazywała, że chce, że może dawała sygnały, a może po prostu nieporozumienie. Kobieta kobiecie?
Ludzkie potwory. Kobiety Mansona i banalność zła
Przy okazji zeszłorocznej rocznicy od wydarzeń tragicznej nocy przy Cielo Drive 10050 na rynku wydawniczym pojawiło się wiele (ok, parę) książek o tej tematyce. Liczyłam, że Nikki Meredith dostarczy nam rzeczywiście dobre historie związane z kobietami zwerbowanymi przez Mansona do jego „grupy”. Bohaterkami tej książki są Leslie Van Houten i Patricia Krenwinkel. Prokurator, jeszcze w czasie trwania procesu nazwał je „ludzkimi potworami” jako, że to one były od czarnej roboty. Ciekawy reportaż, rzucający inne spojrzenie na całą sprawę i otaczające je okoliczności.
Błoto słodsze niż miód
Pisałam o niej tutaj. „Błoto słodsze niż miód” to opowieść o kraju, którego obywatele zostali w nim uwięzieni – a wszystko za sprawą zapalonego dyktatora Envera Hoxhy, który zaraz po tym jak zerwał sojusze z Jugosławią, Związkiem Radzieckim i Chinami trochę popadł w samozachwyt, a trochę uwierzył, że Albania może stać się samowystarczalną twierdzą komunizmu.Ogrom zła i tragedii jaki wylewa się z kart reportażu Małgorzaty Rejmer jest zatrważający (nawet jeśli zamiast kart był czytnik). Do tego stopnia, że książkę czytałam z doskoku, powolutku, rozdział po rozdziale. A i tak było bardzo ciężko. ”
Shitshow, Charlie LeDuff
„Shitshow. Ameryka się sypie a oglądalność szybuje” to wynik pracy Charliego LeDuffa oraz jego ekipy telewizyjnej, wraz z którą ruszył w podróż po Stanach Zjednoczonych. Podróż ta najpierw przerodziła się w program telewizyjny, następnie – w niniejszą książkę. Dziennikarz swoją pracą chciał oddać głos tym, których nikt nigdy nie wysłuchał: białym mężczyznom, którzy pracują przy wydobyciu ropy, meksykańskim imigrantom docierającym do USA wpław Rio Grande, a także czarnoskórym mieszkańcom Baltimore i Detroit, którzy żyją na marginesie społeczeństwa. W zasadzie wszystkim tym, których głos liczył się w wyborach, a nie został wysłuchany. Choć liczył się tak, jak każdy inny. „Te wybory nie należały do garniturów. Należały do flaneli”. Pisałam o niej tutaj.
Kocie chrzciny. Lato i zima w Finlandii, Małgorzata Sidz
„Szwecja ma lagom, czyli umiarkowanie, Dania – hygge, czyli elegancką przytulność. A Finowie mają upijanie się w bieliźnie”. Do tego ostatniego warto dołożyć jeszcze użalanie się nad sobą, zajadanie smutków lodami i czpisami, aż w końcu oglądanie łzawych filmów, bo tylko wtedy mają one sens i trafiają w odpowiednie miejsca. Taki pakiet startowy każdego poważnego Fina. Tytułowe kocie chrzciny, po fińsku kissanristiäiset, są powodem do świętowania, muzyki oraz śpiewu. Chociaż mogą się nam wydawać radosnymi ludźmi bez problemów (no bo jakie mogą je mieć, skoro wyznają „gaciopicie”?), autorka pokazuje nam inne strony finów, mimo wszystko zaciekawiając czytelników chociażby historią ich przodków.
Dziewięć twarzy Nowego Orleanu, Dan Baum
„Dziewięć twarzy Nowego Orleanu” to biografia miasta, które przeżyło dwa wielkie kataklizmy: Betsy oraz Katrinę. Dwa wielkie żywioły spinają losy dziewiątki różnych bohaterów, którzy żyją w tym samym świecie, a jednak los każdego z nich jest diametralnie różny. Od fachowca który naprawia torowiska, przez koronera grającego jazz, białego gliniarza z Lakeview czy kryminalisty z Goose. To właśnie ich głosy tworzą kalejdoskopowy portret tego miasta. I dzięki tym historiom poznajemy Nowy Orlean taki, jakim jest: czasem dobry dla mieszkańców, a czasem mniej łaskawy dla ludzi, którzy urodzili się w takiej a nie innej rodzinie.
Tragedia na przełęczy Diatłowa. Historia bez końca, Alice Lugen
Pod koniec stycznia 1959 roku grupa turystów, głównie studentów i absolwentów Politechniki Uralskiej, postanowiła uczcić kolejny zjazd KPZR zdobyciem góry Otorten w Uralu Północnym. Wyprawa jednak ma tragiczny finał oraz zupełnie zdumiewające i niepoznane dotąd okoliczności. Wygląda na to, że turyści rozcięli swój namiot, wybiegli w uralską noc, rozpalili ognisko. Rozpierzchli się w jednym kierunku, ale w różnym tempie. Dlatego też nie znaleziono ich wszystkich w jednym miejscu. Na ciałach „diatłowców” (od nazwiska jednego z uczestników, Igora Diatłowa) znaleziono liczne urazy, sińce na twarzy, złamania, u niektórych postępującą hipotermię, która najprawdopodobniej doprowadziła do ich śmierci. Od feralnej nocy mija sześćdziesiąt lat, a w sprawie nie wiadomo niczego więcej niż w trakcie/po przerwaniu śledztwa. Chociaż w Rosji badaniem tej sprawy zajmuje się kilkanaście tysięcy osób, mimo że powstało kilkanaście książek, filmów i dokumentów – wciąż nic nie wiadomo.
Autorka książki próbuje opowiedzieć historię diatłowców z innej strony, tej bardziej formalnej, przebiegającej już trochę po całym wypadku. O nieporadności w prowadzeniu śledztwa i o biurokratycznym chaosie.
Na czytniku na swoją kolej wciąż czeka na przykład „Dreamland. Opiatowa epidemia w USA”, oraz „Detroit. Sekcja zwłok Ameryki” Charliego LeDuffa. Liczę, że w końcu przez nie przebrnę, bo jeszcze trochę innych jest do przeczytania, ale obiecałam sobie, że nie tknę, póki nie skończę tych.
Czytacie coś ciekawego? Jak Wam mija w ogóle kwarantanna?
zdjęcie autorstwa Giulia Bertelli