Chciałabym potrafić ładnie wylewać myśli na papier, nawet ten wirtualny, o książkach, które mi się podobają. Zadziwiająco łatwo pisze mi się o czymś, co mi się nie podoba, prościej przecież wytknąć błędy, nieścisłości, niż chwalić i rozpływać się nad kolejnymi pięknymi akapitami, które jednocześnie są smutne, ale to tylko szczegół.
Dorota Kotas ma aspergera i widzi świat zupełnie inaczej. Właśnie aspekt tej innej perspektywy w „Cukrach” podoba mi się najbardziej. Najpierw chciałam napisać, że autorka pozwala nam wejść do swojej głowy po to, abyśmy przez pryzmat czyichś okularów zobaczyli, jak wygląda rzeczywistość oczami kogoś, kto czuje mocniej, bardziej, a jednocześnie i więcej się boi i więcej go przeraża.
Natomiast później pomyślałam o tym trochę inaczej i zaczęłam odbierać „Cukry” jako próbę autorki poradzenia sobie z otaczającym ją światem. Jest smutno, pociesznie (z przewagą tego pierwszego) a może o tym świadczyć fakt ilość użytych znaczników (których raczej w ogóle nie używam).
Wrażliwość, która dla kogoś postronnego może wydawać się obca i nierealna, w „Cukrach” zostaje odczarowana. Właśnie to bardzo lubię w książkach – możliwość poznania czyjegoś spojrzenia, które nadal będzie mi obce, ale jednak ciut bliższe i mniej „straszne” choć nie wiem czy dobrze to ujmuję.
Problemy z mieszkaniem (autorka wyprowadza się z domu, tuła się po jakiś obskurnych mieszkaniach, mieszka ze starszymi paniami, obcymi ludźmi a w końcu pokój służy jej głównie do spania i wiele jest w stanie znieść). O trudnych relacjach z rodzicami, a głównie z mamą („Po co było mnie rodzić, żeby mnie nie lubić?”), o ciężkim dorastaniu i byciem niezrozumianą. O tacie, którego autorka posądza o bycie autystykiem (i może dlatego jakoś się dogadują?), i chyba najbardziej coś co ze mną rezonowało – o tym, że wyjścia do ludzi mogą być fajne, ale jednak trzeba później ładować baterie, a one bardzo powoli się ładują. Trzeba dużo leżeć i dużo spać. Bardzo podoba mi się to rozwiązanie, w końcu poczułam się zrozumiana.
Dorota Kotas w „Cukrach” przebywa z nami długą podróż, bo od urodzenia do chwili obecnej, momentu w którym jest szczęśliwa, spełniona i pogodzona z samą sobą. Od dziewczynki, której trudno było ogarnąć świat, w którym żyje do kobiety (nomen omen, w moim wieku), która ma kota, dziewczynę i mieszka w jednym miejscu już ponad rok. Wspaniałe przeżycie, wspaniała książka, muszę przeczytać „Pustostany” – podobno dobrze w tej kolejności, a nie na odwrót 🙂