Pierwszy raz z Zygmuntem Miłoszewskim miałam do czynienia podczas czytania „Domofonu”, którą to książkę dostałam na Mikołaja (co pokazuje, że już wszyscy w domu wiedzą o mojej „fazie” na kryminały, ojć) i która mi się jakoś nie spodobała. Ale później sięgnęłam po „Uwikłanie”, „Ziarno prawdy” i… przepadłam. Jak więc zobaczyłam na półce „Bezcenny” i tą piękną okładkę wiedziałam, że muszę spróbować.

W książce widzimy dokładne struktury rządzące państwami oraz to, do czego zdolne są tajne służby, byleby tylko chronić dobrego imienia danego kraju. Bohaterowie wiedzieli, że jeżeli podwinie się im noga, nikt z Polski się za nimi nie wstawi i będą skazani tylko i wyłącznie na siebie. Ale przecież każdy z nich jest wykształcony, nawet Lisa specjalnie na tę okoliczność zostaje wypuszczona z więzienia, więc wszyscy są dobrej myśli.
Tradycyjnie jednak wszystko idzie nie tak: prosta akcja przeradza się w akcję, z której ledwo uszli z życiem. Od tej pory muszą się ukrywać, ażeby tego życia nie stracić. Każdy ich krok jest infiltrowany, nigdzie nie mogą czuć się bezpiecznie: czy to za granicą, czy w Polsce, cały czas ktoś na nich czyha, chcąc się ich pozbyć. Ale jaka kryje się w tym tajemnica? Czy pomimo siedemdziesięciu lat od kradzieży obrazu, nic się nie zmieniło? Kto usilnie dąży do tego, aby prawda nigdy nie wyszła na jaw?
W porównaniu z poprzednimi książkami pana Zygmunta, rzeczywiście można odczuć pewien niesmak związany już nie z tak wartką akcją, która kiedyś pędziła, a tu powoli sobie szła. Ile ludzi tyle opinii, ja jednak jestem zdania iż na taki natłok informacji, którymi dzielą się z nami bohaterowie, ażeby człowiek się nie pogubił, wszystko jest w jak najlepszym porządku. Po przeczytaniu tej książki w końcu postanowiłam iż sięgnę po „Inferno” Dana Browna, które do tej pory było dla mnie jakoś odległe tematycznie. Po niewymownym sukcesie „Bezcennego” jestem pewna, że i „Inferno mi się spodoba”. A, rzecz jasna, Bezcennego polecam każdemu 🙂