„Angielskie lato” Małgorzata Mroczkowska

Jestem zaniepokojona swoim zachowaniem. Od czterech dni pełnoprawnie mam wakacje (ach te ostatnie egzaminy, które przyprawiają nas o zawał serca!), i jakoś nadal tego nie czuję. Pogoda beznadziejna, z jednej strony w miarę ciepło, ale znowuż pochmurno jakoś i tak szaro-buro, nic się ciekawego nie dzieje i… Dlaczego zawsze tak się wyczekuje tych wakacji, a kiedy w końcu nadchodzą, to w głowie czarna dziura odnośnie tego, co by można robić? Mam nadzieję, że w końcu się ogarnę, napiszę to, co chciałabym napisać i przeczytam to wszystko, co czekało na moją uwagę 😉
Tym razem nie będzie o kryminale. Tak. Dobrze czytacie. Sama jestem niesamowicie zaskoczona. Jednak gdy przeczytałam kilka słów o „Angielskim lecie” stwierdziłam, że to może odpowiednia pora by zafundować sobie takąż przerwę. Z ręką na sercu mogę powiedzieć, iż nie żałuję. Serio.
Anna od ponad dwudziestu lat mieszka w Londynie u boku swojego męża, Waltera. Wiodą, zdawałoby się, szczęśliwe życie. Można powiedzieć, że są dla siebie stworzeni. Pewnego dnia kobieta odbiera jednak telefon z Polski, od swojej dawnej znajomej. Ta zaś szuka pracy dla swojego syna, który dopiero co ukończył liceum i chciałby sobie zarobić. Anna zatrudnia chłopaka do pomocy przy remontowaniu starego domu, który należał do rodziny Waltera.

Anna zastanawiała się dlaczego nasza pamięć w tak okrutny sposób okazuje swoje przywiązanie do chwil, o których wolelibyśmy zapomnieć.


Lato, wakacje… Czujecie to? Człowiek czeka na ten okres już od początku września, odlicza dni, skreśla kolejne dni w kalendarzu, robi plany, spodziewa się czegoś… A zawsze wychodzi, jak wychodzi. Tak, to prawda. Dlaczego jednak poruszam ten temat?
„Angielskie lato” jest bowiem historią idealnie wpasowującą się w wakacyjny klimat. Jest trochę o tym, że warto sięgnąć w głąb siebie, zdecydować się, kogo chcemy uszczęśliwiać, siebie, czy kogoś innego (nawet, jeśli nam na nim zależy). Opowiada o uczuciach, o miłości, o różnych jej odcieniach. O tym, że nawet po wielu latach można kogoś darzyć tak samo mocnym uczuciem, jak kiedyś. O tym, że czasem ta miłość jest, a czasem pojawia się znikąd. O tym, że życie jest nieprzewidywalne, że los nigdy nas nie słucha, ale przede wszystkim o tym, że życie, jakie by nie było, jest wspaniałe.  Jest podróżą, jest przezywaniem każdego dnia tak, jakby miał być tym ostatnim (choć patetycznie to brzmi), i cieszeniem się z tego, co przynosi. Nawet, jeśli się tego nie spodziewaliśmy (a może przede wszystkim?).

Czy można się nie dać uwieść pokusie, gdy o życiu wie się tyle, co o własnej kieszeni, czyli że jest i że wyjmie się z niej tyle, ile się do niej włożyło?


Przy tym wszystkim „Angielskie lato” wcale nie jest napisane patetycznym językiem. Nie ma przecukrzonego języka, wydumanych dialogów, czy rzeczy, które w normalnym życiu się nie wydarzają. Wszystko jest idealnie wyważone – nadzieja, miłość, lato, piękna pogoda, morze i ta wyjątkowa osoba przy boku.

Jestem na siebie zła, że tak się swojego czasu uparłam na te kryminały, tylko dlatego, że raz czy dwa się sparzyłam czytając jakąś obyczajówkę. Czas poszerzać swoje horyzonty, więc jeśli udało mi się kogokolwiek z Was zachęcić do przeczytania „Angielskiego lata” będzie mi niezwykle milo 😉

Zobacz także