W końcu po trzech latach udało mi się na Targach Książki zdobyć wyłącznie te książki, na które już wcześniej miałam chrapkę, i które właśnie zaplanowałam, że w tych okolicznościach zakupię. Ulga to niesamowita, bo poprzednimi laty co prawda z pustymi rękoma na pewno nie wracałam, ale zawsze wydawało mi się, jak siadałam do komputera, że chciałam jeszcze taką, siaką a ta kupiona to w sumie może mi nie podejdzie, i tak dalej i tak dalej. W tym roku więc, nauczona doświadczeniem spisałam w telefonowym notatniku tytuły upragnionych książek, obok nazwę wydawnictwa… I voilà.
Stosik może nie jest powalająco wielki, ale w pełni zadowalający.
Od dołu:
- „Trzy po 33” J. Bralczyk, A.Markowski i J. Miodek – Przyznam, o tej książce dowiedziałam się na kilka dni przed targami, ale od razu poczułam że muszę ją mieć. W zeszłym roku z targów przytachałam Wszystko zależy od przyimka, która to książka bardzo skradła moje serce, mam więc wielką nadzieję że i tym razem też tak będzie.
- „Małe życie” Hanya Yanagihara – Hit ostatnich miesięcy, przed którym broniłam się długo… ale chyba nieskutecznie. Mam nadzieję, że się nie zawiodę!
- „Dzieci Norwegii. O państwie (nad)opiekuńczym” Maciej Czarnecki – W ostatnim roku reportaże o Norwegii skradły moje serce, nie mogłam więc ominąć i tego zwłaszcza, że ma tak piękną okładkę, że…
- „Slow life” Joanna Glogaza – „Slow fashion” bardzo mi przypadło do gustu, na Slow life czaiłam się od dawna… I w końcu się skusiłam.
- Skusiłam się również, natchniona przez liczne promocje w sklepach z e-bookami na zakup Immunitetu Remigiusza Mroza, której to książki miałam na razie nie czytać, ale to wiadomo jak to jest z takimi postanowieniami.
Jak widać zakupy zrobiłam dosyć racjonalne, co nie zmienia faktu że jestem z nich niezmiernie zadowolona. Co do niektórych książek długo się opierałam, albo gdzieś miałam na oku ale jakoś nam było nie po drodze. Tak samo chyba jak nie było po drodze pogodzie, która, jak tak zaczęłam myśleć, w te targi chyba nigdy nie dopisywała. Zawsze dotrze tam człowiek na tą Halę Expo przemarznięty do szpiku kości, nie wspominając już nawet o tej trasie, którą trzeba pokonać wysiadając nawet pod M1.
Ponarzekać sobie można, ale wiadomo że co roku się wraca z jeszcze większa chrapką i radością. Nie straszne są nawet tłumy ludzi przeciskających się między stanowiskami, bo jeśli tak „nie czytamy”, to ja chyba tego będę sobie i Wam na przyszły rok życzyła. Takiego „nie czytania”!
A Wy byliście na Targach Książki w Krakowie? Upolowaliście coś ciekawego? 🙂