Zanim się pojawiłeś // Jojo Moyes

Moje przygody z bestsellerami zazwyczaj nie kończyły się zbyt pomyślnie. Sięgałam po nie tylko dlatego, że przeczytałam wiele dobrych i pochlebnych komentarzy, dlatego że wydawało mi się, że skoro wszystkim się podoba to zapewne i mi też… No, jak to się kończyło to wiadomo, może jedna na kilka książek rzeczywiście przypadła mi do gustu, ale nic więcej.
Dlatego też moje podejście do „Zanim się pojawiłeś” było raczej oschłe i na dystans. O książce usłyszałam jakoś przed premierą filmu, czułam się atakowana przez plakaty, zapewnienia że na to trzeba iść do kina, no po prostu tej premiery przegapić nie można. Odczekałam więc troszkę, a kiedy nadarzyła się taka okazja – zupełnie przypadkowo, stwierdziłam: nooo dobra, no może tym razem będzie OK.
Czego by dobrego o niej nie powiedzieć, bo koniec końców to naprawdę dobrze napisana powieść, która przez cały czas trzyma w napięciu, sprawia że człowiek raz czy nawet dwa uroni łzę, będzie trzymał kciuki za bohaterów, to sam pomysł na historię… Nie jest zbyt oryginalny. Wiadomo, zależnie od autora i tytułu powieści zmieniają się okoliczności „łagodzące”, ale znów dochodzę do smutnego wniosku, że połączenie miłości i choroby to idealny sposób na zarobienie większej ilości pieniędzy. Bo nie da się nie rozckliwić, czytają to. No po prostu nie ma mocnych.
Bohaterowie, jak zwykle zresztą poznają się w odpowiednich momentach swoich żyć. Lou Clark potrzebuje pracy, z kolei rodzice Willa potrzebują osoby która zaopiekuje się ich sparaliżowanym od stóp do głów synem.  Dwójka młodych dorosłych nie pada sobie w ramiona od samego początku, bo przecież różni ich wszystko co tylko może dwójkę dorosłych osób różnić. Ona ledwo wiąże koniec z końcem, on zaś nie ukrywa że pieniądze, które posiada czynią go lepszym człowiekiem od innych.  Nic to jednak. Powoli się do siebie jednak przekonują, a takim momentem który wszystko zmienia w ich relacji jest rozmowa, którą przypadkiem podsłuchuje Lou. Od tamtej chwili ma tylko jeden cel: przekonać Willa że życie, nawet z perspektywy unieruchomionego człowieka warte jest każdej siły wkładanej w walkę z nim i z samym sobą.

Zanim jednak zaczęłam ją czytać, miałam pewne i dla siebie zrozumiałe obawy – a co jeśli format, pomysł na łączenie tematu choroby z miłością, w końcu się wyczerpał?  Co jeśli trafię na łzawą historię, która w zasadzie nic ciekawego ze sobą nie wniesie? Szczęśliwie okazało się jednak, że mimo tej leciutkiej przewidywalności otrzymujemy powieść pokrzepiającą i przywracającą momentami wiarę w ludzi. Powieść o nieuchronności ludzkiego życia, przesączoną smutkiem ale i radością. Mieszanka tych wszystkich emocji, czasem skrajnych od siebie sprawiła, że przeczytałam „Zanim się pojawiłeś”… chyba w jeden dzień. Może nie uwzruszałam się nad nią tyle co nad filmem (który obejrzałam tego samego wieczora), jednak jestem bardzo mile zaskoczona. Jeśli jednak lektura „Me before you” jeszcze przed Wami, nie czekajcie, bo warto 😉

*zdjęcie pochodzi z cosmopolitan.pl

Zobacz także