„Umarli tańczą” Piotr Głuchowski




















27 grudnia 1984 roku w Toruniu zaczyna się proces morderców ks. Jerzego Popiełuszki. W lasach wokół miasta zabijane są kolejne ofiary. Nieuchwytny sprawca katuje mężczyzn, odcina piersi kobietom i na „koniec” odprawia makabryczny rytuał.

Niemal 30 lat później, na biurko dziennikarza „Głosu Torunia”, Roberta Pruskiego trafia list, którego autorka prosi o pomoc w poszukiwaniu grobu  jej zamordowanych przed lat rodziców. Bo dokumenty, oczywiście w „magiczny” sposób albo zginęły, albo po prostu zostały zniszczone. 


Jestem. Wracam. Żyję .Wybaczcie, sesja pożera człowieka. Jednak mam już za sobą najgorszy egzamin w tym semestrze, więc prawie na legalu, wracam! Tak bardzo czekałam na ten moment, by „być już po”, bo egzaminy ustne naprawdę mnie stresują! Ale nie o tym.
Jest mi głupio, że po raz kolejny nie doceniłam należycie polskich autorów. Kiedy szukam jakiś książek sensacyjnych albo kryminalnych, automatycznie wkraczam na rynek amerykański albo szwedzki, zapominając o polskim podwórku. Które na to „zapominanie” nie zasługuje, tego jestem pewna po przeczytaniu „Umarli tańczą”.
Robert Pruski jest dziennikarzyną w „Głosie Torunia. Dorosłe dziecko chodzące  w koszulkach AC/DC, alkoholik (który nie pije), palacz (papieros za papierosem) i w dodatku jeszcze po rozwodzie. Czyżby kroił się nam portret idealnego śledczego?
LubimyCzytać podaje, iż jest to książka sensacyjna, a ja mam wątpliwości. Bo to trochę też kryminał, ze zwrotami akcji które mnie szokowały, z romansem, niby przypadkowym, z którego wyjdzie może coś więcej, a w końcu z wartką akcją, która – jak pisałam wyżej – może na początku nie była ‘szalona’ , ale później przybrała na sile.
Akcja osadzona w Toruniu pokazuje miasto z innej strony. Bardziej… może nie mrocznej, ale ludzkiej. Takiej, z której losy zwykłego człowieka nie są wydumane, ale po prostu normalne. Skazane na porażki, niekiedy na wygrane.  
Najbardziej jednak spodobało mi się to, iż Piotr Głuchowski sam jest dziennikarzem. Dlatego też mogę przynajmniej mieć nadzieję, że postać Roberta i jego pracy jest mniej-więcej rzeczywista choć wiadomo, że książka rządzi się swoimi prawami. Inną sprawą jest to, że samej marzy mi się bycie dziennikarką, z podwójnymi wypiekami na twarzy śledziłam więc losy bohaterów.
Autor zręcznie przeskakiwał między latami osiemdziesiątymi, a między tym, co dzieje się teraz. Takie przeskoki dają nam, czytelnikom, większą szansę by zrozumieć to, co działo się przed wieloma laty i co ma wpływ na teraźniejsze wydarzenia. 
Książkę mogę polecić każdemu, kto lubuje się w takim gatunku. Przede wszystkim akcja. Dużo się dzieje. Momentami mniej, momentami więcej, ale jednak. Jest gruba [książka]. Lubię grube książki, bo wiem, że jak się wczytam, wczuję to ona nie skończy się niespodziewanie. [Choć nawet przy nie wiadomo jakiej ilości stron okazuje się, że ‘koniec’ następuje za wcześnie, ale to już inna sprawa.]

Jeżeli więc nie mieliście styczności z książkami Piotra Głuchowskiego – najwyższa pora to zmienić. 

Zobacz także