Po sukcesie „Szczygła”, a bardziej moją fascynacją całą powieścią, która złapała mnie w swoje ramiona i nie chciała z nich wypuścić, sięgnęłam po „Tajemną historię”. Wiele osób mówiło mi, że jest o niebo lepsza od „Szczygła”, i ja chyba trochę w to uwierzyłam.

Główny bohater książki, Richard Papen, pochodzi raczej z normalnej, miejskiej, niczym niewyróżniającej się rodziny. Chcąc „poprawić” swoje życie, nadać mu lepszy tor, rozpoczyna studia w ekskluzywnym collegu w Nowej Anglii, pełnym młodych, bogatych i inteligentnych studentów. W splocie wielu wypadków, trafia do grupy prowadzonej przez charyzmatycznego wykładowcę, który naprowadza swoich uczniów na nowe sposoby myślenia o życiu, przez co ich życiom daleko jest do tych typowo studenckich. Jako, że studia to czas eksperymentów, bohaterowie eksperymentują z narkotykami, alkoholem a nawet swoją seksualnością. Jakoś tak się temu wszystkiemu poświęcają, wpadają w taki dziwny tryb życia.. że, nie wiadomo kiedy, dochodzi do morderstwa.

Jeśli mam być szczera, to „Tajemna historia” zupełnie mnie nie porwała. Do tego stopnia, że parę razy przechodziła mi przez głowę myśl, aby ją porzucić. Ale coś mnie w niej fascynowało. Może bohaterowie, którzy doprowadzali mnie do szału swoim bezmyślnym zachowaniem, a może Richard, który poza naiwnością miał wiele innych cech, które raczej nie ułatwiały poczucia do niego sympatii.

Historia studentów, którzy, zdaje się, prowadzą życie na jakimś innym poziomie emocjonalnym jest, oczywiście, fascynująca. Z wielką chęcią poznawałam kolejne szczegóły ich żyć, ze świadomością, że są trochę oderwani od rzeczywistości. W istocie, po to czyta się książki, aby przenosić się do innych miejsc, odkrywać dotąd nieznane nam perspektywy. Pod tym względem była to na pewno ciekawa opowieść –
trochę kryminał, ale odwrócony, bo zaczyna się od sceny śmierci jednego z bohaterów, a dopiero później wracamy do „początku” – do wszystkiego, co doprowadziło do tego feralnego dnia. I do wszystkiego, co wydarzyło się później, życie przecież nie zna próżni.


Nie potrafiłam cieszyć się jednak doznaniami emocjonalnymi i nadfizycznymi, kiedy bohaterowie denerwowali mnie swoją nieodpowiedzialnością, naiwnością, która według mnie przynajmniej stała w kompletnej opozycji do ich poczucia wyższości nad innymi. Tajemnice, dziwne wydarzenia, w końcu egzaltowane myśli i zachowania, które jak zawsze sprowadzały się do jednego – beznadziejności i kruchości życia. Oraz do poczucia, że wciąż istnieją na świecie ludzie myślący, że ich status majątkowy sprawia że są lepsi. Jakby niekoniecznie.

– I jeśli piękno to trwoga – mówił Morrow – w takim razie czym jest pożądanie? Wydaje nam się, że mamy wiele pragnień, ale w istocie mamy tylko jedno. Jakie? – Aby żyć – powiedziała Camilla. – Żyć wiecznie – dodał Bunny z brodą opartą na dłoni.

Donna Tartt swoim stylem pisania, pomysłami, przedstawionymi historiami rzeczywiście przenosi czytelnika do innych wymiarów. Zachęca do myślenia o rożnych rzeczach, chociażby przez pryzmat wydarzeń, które przydarzają się bohaterom. Wciąż jednak jestem zdania, że „Szczygieł” to lepsza powieść, bo bohaterowie dają się lubić ? I jakoś egzaltowane myśli idą w parze z akcjami Teo, tutaj tego chyba nie widziałam.

Dobrze się czytało, ale nie dostarczyło tyle wrażeń i emocji co „Szczygieł”.

Zobacz także