„Składam się z ciągłych powtórzeń” Artur Rojek

Sesja pożera człowieka. Właściwie, wolno go pałaszuje – gryz po gryzie; czas leci między palcami, niby spędzany przy książkach, a jednak ciągle ma się ten niedosyt, że można by więcej/dłużej/lepiej. Prawda jest taka, że niezależnie od naszej wiedzy (albo, jej braku) będziemy się denerwowali, a po wszystkim dziękowali pod niebiosy, że się udało. Na szczęście sesja już za mną; ostatni egzamin ustny, z filozofii, był strasznie stresujący. Obecnie czekam na wyniki jeszcze jednego, aczkolwiek jestem dobrych myśli.
Recenzowałam tu film, książkę… Czemu więc nie płytę? Poniższą recenzję napisałam kilka miesięcy temu, po nabyciu tej płyty, w ramach konkursu na pewnej stronie. Konkursu nie wygrałam, to chociaż recenzję wykorzystam 🙂
Gdy Artur Rojek zdecydował się na odejście z Myslovitz, kręciłam głową, myśląc sobie, że to wielka szkoda tracić tak dobrego artystę, choć już przecież wtedy chodziły słuchy o tym, że zamierza w przyszłości wydać swoją własną, solową płytę. Zanim jednak do tego doszło, pozostawała jedynie nadzieja i niedowierzanie, czy tak stanie się naprawdę. „Składam się z ciągłych powtórzeń” jest więc bez wątpienia płytą niezwykle wyczekiwaną przez nas, fanów pana Artura, których wystawiono na ciężką próbę „puszczając” w obieg Beksę na niemal półtora miesiąca przed oficjalną publikacją płyty. To było naprawdę nie do wytrzymania – wsłuchiwać się w piosenkę i wiedzieć, że minie jeszcze sporo czasu, zanim będziemy się mogli wgłębić w resztę piosenek.

Składam się z ciągłych powtórzeń jest dobrą płytą, bo pominąwszy fakt głosu pana Rojka, który magnetyzuje, mamy styczność z dziesięcioma naprawdę dobrymi i jednocześnie zróżnicowanymi piosenkami, wśród których – tak mi się wydaje – każdy znajdzie coś dla siebie. Najpierw poznałam, jak pewnie większość fanów, Beksę, która sprawiła że z niecierpliwością wyczekiwałam kwietnia. Gdy już miałam tą niebywałą przyjemność włączyć sobie całą płytę i raz po raz wsłuchiwać się w kolejne piosenki, począwszy od Lato 76, które jest niewątpliwym rozliczeniem z przeszłością, poprzez melancholijne Czas który pozostał, czy Kokon, która to piosenka jest może najbardziej „inna” spośród pozostałych, doszłam do wniosku, że decyzja o solowej karierze wyszła tylko i wyłącznie na dobre. Szybsze To co będzie wywołuje uśmiech na twarzy, może to szybszy rytm, czy fakt, iz za oknem świeci słońce sprawia, że właśnie ta piosenka sprawia wrażenie niezmiernie wiosennej. Gdy zabrałam się za pisanie recenzji myślałam, czy da się jakoś określić tą płytę jednym słowem. Jednak – nie da się 🙂

Każda piosenka ma ze sobą jakieś przesłanie, które do mnie (i – jak się domyślam – do innych) trafia prosto w serducho. Melodyjność piosenek, teksty, których po prostu nie da się „nie słyszeć” i w końcu ten magnetyczny głos…. który sprawia, że Składam się z ciągłych powtórzeń można słuchać w kółko i wciąż nie będzie tego dosyć. (Sama jestem tego najlepszym przykładem, ileż można w kółko tego samego słuchać? A jednak!) Jeżeli miałabym taką możliwość polecić komuś tą płytę, komuś, kto – powiedzmy – nie słyszał żadnej piosenki pana Rojka, jestem w stanie polecić ją z całego serca. Bo jest na niej wszystko, czego można chcieć – piękne piosenki, mądre teksty no i oczywiście Artur Rojek. Jako fanka mogę tylko podziękować za tak dobrą płytę…

A tutaj, jeśli ktoś jest zainteresowany, wywiad z Rojkiem dla Eska Rock. I rzecz jasna, obiecuję poprawę z recenzjami!

Zobacz także